Stanowczo nudzi się zanadto — musi sobie wynaleźć jaką rozrywkę, przed przybyciem lekarza, który przyjedzie za godzinę, może za półtorej.
Nagle, tuż przed samem oknem, ozwały się tony jakiejś dziwacznej piszczałki i brzęk małych dzwoneczków.
Urabia powoli podniósł się i stanął przy oknie.
Z wysokości pierwszopiętrowej dostrzegł łatwo, co się na ulicy dzieje.
Pośród zgrai uliczników szedł środkiem ulicy mały chłopczyk, odziany w jaskrawe łachmany. Grał na małej piszczałce i od czasu do czasu wstrząsał główką, przyozdobioną w rodzaj metalowej korony, poobwieszanej dzwoneczkami. Na prawem ramieniu chłopca siedziała małpa, brzydka, ruda, z wytartą sierścią, niemal łysym łbem, przystrojona w czerwoną kaszmirową sukienkę.
Małpa ta wzbudzała entuzjazm w tłumie, otaczającym chłopczynę. Cała gromada dzieci biegła za nią, wykrzykując radośnie. Ona zaś siedziała na ramieniu swego pana z miną wielkiej damy, przyjmującej obojętnie należne jej hołdy.
Tylko chwilami z jakąś dziwną inteligencją spoglądała na małego chłopca, który, nie przestając grać na piszczałce, zwracał na
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/65
Ta strona została skorygowana.