Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

Hrabia zachwycony aż przysiadł na ziemi, dusząc się w napadzie astmatycznego kaszlu, przerywanego śmiechem.
W głębi, przez uchylone drzwi, służący przyglądał się tej rozrywce swego chlebodawcy z jakimś wpół litośnym, wpół drwiącym uśmiechem.
I bardzo szybko ten bezmyślny starzec i to sprytne zwierzę porozumieli się z sobą.
Nina, poczuwszy dobry grunt pod stopami, rozwinęła cały zasób zręczności i szalonemi skokami wprowadzała w entuzjazm hrabiego. Szybko, jak wiewiórka, czepiała się portjer, spadała zwiniętym kłębkiem na fotele, czerniała brudną plamą na szarem ciele gobelinowych kobiet, brzęczała kółkami oksydowanych łańcuchów. Wszędzie jej było pełno, a w półzmroku, zalegającym pokój, błyskały tylko jej wyszczerzone zęby. Te fałdy aksamitne podobały się jej bardzo — owijała się niemi, wysuwając swą kosmatą mordkę, a rzeźby ram zwierciadlanych służyły jej za szczeble drabiny. Z niezmierną łatwością umiała obracać się wśród przepychu i komfortu, w którym znalazła się poraz pierwszy.
Miała w sobie coś z natury pięknej kobiety.
I ją wziąć z nędzy i wprowadzić na dywanami wysłane pokoje, a patrz!... Stąpa po nich tak, jakby nigdy nie chodziła bosą nogą.