Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

trzu. Jakiś przyciszony jęk wydarł się z piersi małpy, a przerywane dreszcze wstrząsnęły całem ciałem.
Hrabia upuścił szklankę i przerażony wpatrzył się w sztywniejące zwierzę.
Resztka tokaju spłynęła po ciemnym dywanie.
— Panie doktorze, proszę do pacjenta!
Hrabia odsunął portjerę i z wyniosłą grzecznością wielkiego pana wpuścił do swej sypialni siwowłosego lekarza.
Ten ostatni przybył na zwykłą codzienną wizytę i zdziwiony śpieszył za hrabią, pragnąc nieść pomoc i poradę jakiejś tajemniczej istocie, ukrytej za kotarą wspaniałego łoża, przystrojonego hrabiowską koroną.
Na ciemno-bronzowej jedwabnej kołdrze bielała jakaś drobna, skurczona masa, drgająca konwulsyjnie i wydająca chrapliwe, stłumione jęki.
Ruda sierść zwierzęcia zlewała się w jeden ton z ciemną barwą kołdry i trudno byłoby lekarzowi odróżnić cokolwiek, gdyby nie ten jęk przenikliwy i bielmem zaszłe oczy, które łyskały od czasu do czasu białością oczów trupa.
— Oto pacjent! — przemówił hrabia, wskazując na pokurczoną Ninę — wypiła za dużo tokaju i chora, trzeba ją wyleczyć!