Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/78

Ta strona została skorygowana.

Stanął przed łóżkiem i, skrzywiwszy się nerwowo wpatrzył się w śmiertelne drgania biednej Niny.
Nagle przyszedł mu na myśl Toto.
Co zrobi z tym chłopcem, gdy nadejdzie? Gdy zacznie się domagać swej małpki, którą tu zostawił zdrową, wesołą?...
— Bah! zapłacę!
Ale jakieś zwątpienie go ogarnęło nagle.
Pamiętał dobrze wzgardliwe spojrzenie doktora — nie za wszystko przecież zapłacić można.
Dzwonek zadźwięczał w przedpokoju.
To Toto powraca — Toto, obładowany cukrem owsianym, migdałami smażonemi, a nawet czekoladą w tabliczkach.
Uśmiechnięty, zaróżowiony od tej swobodnej przechadzki po mieście, trzyma w jednej ręce swą koronę z dzwonkami, a w drugiej dźwiga kilka paczek, zawiniętych w ciemny papier.
Dawno już nie był tak szczęśliwym, tak swobodnym, wesołym.
Nina mieć będzie wielką niespodziankę — spożyje dziś tyle słodyczy, ile sama zechce.
Toto jej odda wszystko, wszystko — dla siebie nie zostawi nic — niech ona sama mu wydzieli kilka migdałków, Toto się na wszystko zgodzi.