Pocałunkami okrywa te biedne, wynędzniałe członki istotki, która była połową jego samego, wszystkiem, co go z przeszłością łączyło.
Strumienie łez płyną mu z oczów — urywane słowa wydzierają się na usta.
Nina z wysiłkiem otwiera oczy.
W spojrzeniu tem mieści się prośba o ratunek, smutek jakiś wielki — ten łzawy smutek, który mieści się w oku zdychającego zwierzęcia i zdradzonej kobiety.
Toto na wzrok ten odpowiada szalonym krzykiem — on instynktownie poczuł, że to „pożegnanie“, że za chwilę nawet rozpaczy nie wyczyta w oczach swej Niny — że do swej ciemnej nory powróci... sam jeden.
— Nina! Ninetta! jęczał wśród łez — que qui tu fais? r‘viens a té!... per mé! per mé!...
Wśród ciszy tej pańskiej sypialni dziwnie rozlegał się ten głos, pełen tak wielkiej, serdecznej boleści.
W cieniu tych firanek nie płakał nikt łzami tak gorącemi, — nigdy tu serce nie wołało: per mé! per mé!
Stojący opodal hrabia przechylił głowę i patrzył w milczeniu na chłopca.
Rozpacz Tota poruszyła mu w głębi duszy jakąś strunę ukrytą.
Więc on naprawdę kochał to biedne zwierzę, skoro płakał tak rzewnemi łzami?
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/80
Ta strona została skorygowana.