Lód otaczający go dookoła zaczął go ziębić nagle — uczucie serdeczne Tota było promieniem słonecznym, za którym hrabia począł bezwiednie tęsknić — zazdrościć Ninie tych łez, tej boleści, jaką po sobie zostawia.
Działo się to w nim wszystko bezwiednie, lecz czuł, że ogarnia go nieznane mu wzruszenie, pragnienie, aby przy jego skonie klęczał tak ktoś przy łóżku i wołał:
— Per mé! — Per mé!
Tymczasem Nina powoli przestawała oddychać.
Żółte zęby zacięła, jakby w wielkim gniewie, a łapkę jedną zanurzywszy w gęstwinę włosów Tota, pozostawiła już tak sztywniejącą, zimną.
Pazurki zaplątały się w jedwabiste kędziory dziecka i trup zwierzęcia odłączyć się nie chciał od swego ukochania, — ten biedny, zimny trupek, z wyrazem wielkiej boleści w zastygłych już źrenicach.
Toto własnym oddechem, pragnął jeszcze ożywić martwe zwierzę — pocałunkami okrywa mordkę, cukier i migdały do zaciętych zębów przykłada...
I nagle, jak szalony, rzuca się ku hrabiemu, a podnosząc w górę martwą pokurczoną Ninę, pada u stóp jego, wołając przerywanym od łkania głosem:
— Brigand!... bri... gand!...
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/82
Ta strona została skorygowana.