— Vous avez raison, trzeba zniknąć w sam czas.
Misia śmieje się wesoło.
— Mais vous étes lugubre, mon ami! — woła okręcając koronką swą ptasią główkę — patrzysz pan na mnie z takim smutkiem, jakbyś swój pogrzeb w moich oczach widział...
Hrabia potrząsnął głową.
— Vous avez déviner, madame! — odparł przyciszonym głosem.
Misia śmieje się coraz bardziej, czuje, że przechodzi granice dobrego tonu, ależ ten hrabia jest nieporównany! quelle drôle d’idée mówić w tej chwili o... pogrzebie. Baronówna Lola, stojąca obok hrabiny, przyłącza swój srebrny chichot do głosiku Misi — i śmieją się obie, śmieją z tej dziwnej twarzy hrabiego, z jaką ściska im ręce i żegna, odprowadzając do drzwi.
— Dites donc! — woła już na progu Misia — vous allez à Vienne, że żegnasz się z nami tak serdecznie?
— Nie, nie jadę do Wiednia, ale... — i hrabia urywa, uśmiechając się z przymusem.
— Ale? — nalegają kobiety.
— Ale... bardzo daleko! — kończy hrabia, ściskając im raz jeszcze ręce.
Nowy wybuch śmiechu, potem turkot karety i wołania z okna:
— A nie zapomnij, hrabio! Masz mi dziś
Strona:Gabriela Zapolska - I tacy bywają.djvu/97
Ta strona została skorygowana.