Tem gorzej — ubierze się dziś jeszcze jasno.
Ubierze się, napoiwszy przedtem waporyzatorem brzeg sukni, swoim ulubionym Cherry Bloosomem, pomieszanym z ambrą. Weźmie także popielaty Windhorst z białemi skrzydełkami i perłowe rękawiczki. En tout-cas ze srebrną rączką, popielate, mieniące, leży na pułce szafy lustrzanej od dwóch tygodni. Weźmie i en-tout-cas. Tem gorzej. Nie jest w stanie oprzeć się pokusie.
Cóż znowu! Nie jest przecież starą, jakkolwiek skończyła dziś właśnie lat trzydzieści. Ma jeszcze prawo do życia i „on“ był chory — a choroba Brighta wyrabia w człowieku strasznie nerwowe usposobienie.
„Jemu“ się wszystko nie podobało. Nie wolno jej było grać, nie wolno śmiać się, nie wolno przyjmować kogokolwiek, nie wolno nigdzie bywać. Sam jeździł dwukrotnie do Karlsbadu. Jej brać nie chciał. Odsyłał ją wtedy na wieś do swojej siostry. Ciężki był charakter... z pewnością, gdyby ją zobaczył tak ubraną, nie pozwoliłby jej przejechać się po mieście...
I Helena mimowoli ogląda się ku drzwiom. Zdaje się jej, że ciemna portjera podniesie się i w progu stanie „on“ — ten zmarły mąż... zły, chmurny, z oczyma świecącemi fosforycznie, z najeżonemi włosami, z twarzą nadzwyczaj podobną do fotografji Ibsena.
Przejmuje ją trwogą — zdaje się jej, iż rzeczywiście zmarły stoi za progiem, nerwowo więc przyciska guzik elektrycznego dzwonka i stoi nieruchoma, czekając, aż ktoś ze służby pokaże się we drzwiach.
Portjera rozchyla się.
Pojawia się panna służąca, dziewczyna wysoka, płaska, trochę dziobata.
— Wielmożna pani dzwoniła?
— Tak — odpowiada nerwowo Helena — czy Józef zajechał?
— Od kwadransa.
Helena bierze znów parasolkę i kieruje się ku wyjściu.
Przechodząc koło panny służącej, stara się iść pewnym krokiem, bo zdaje się jej, że dziobata dziewczyna gani w duszy ten nieprawidłowy przeskok z żałobnych kirów do jasnej toalety. Lecz Julka jest dawną i układną sługą. To ona umie czytać w oczach Heleny. I natychmiast — układnie:
— Och! Jak wielmożna pani dobrze zrobiła, kładąc jasną suknię — mówi słodkim głosem — na dworze tak gorąco... a potem wielmożnej pani tak w jasnych kolorach ślicznie...
Helena uradowana uśmiecha się łaskawie. Jej niezdecydowany charakter potrzebuje aprobaty nawet sługi. Czem-
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/10
Ta strona została skorygowana.