On? Co za on? Czy sekretarz? Czy Lipszyc, czy ten tam w gumowym płaszczu?
Długo siedziała na werandzie, patrząc przed siebie i nie wiedząc nic.
Powoli to zadowolenie, jakie jej sprawiała piękna, misternie wykończona suknia, breloki, kapelusz Lamballe i jej własna uroda, gasło i wystudzało niejako jej duszę.
Złożyła parasolkę, obejrzała się dokoła.
Weranda już była prawie pusta.
Mrok zapadał, kelnerzy usuwali stoły, morze także opustoszało. Barki bezpieczeństwa kołysały się tylko nieznacznie w oddali. Po damskiej stronie kąpały się jeszcze jakieś dwie kobiety w żółtych, dużych kapeluszach.
Wreszcie i one wyszły i zniknęły w rusztowaniu kabin.
Dokoła robiło się coraz samotniej i ciszej.
W oddali rubinowe strzały kładły się na stalową, gładką powierzchnię morza.
I tak jak z szaloną szybkością zapadał mrok, tak samo zimna, dziwna melancholia zapadała nad Heleną.
Nigdy nie uczuła się tak samą, jak w tej chwili.
Jestem wolną, względnie bogatą, ładną, zdrową, słowem mam wszystko, co ludzie mieć pragną, a przecież ile we mnie goryczy, ile jakiegoś bólu, który mi nie pozwala używać życia tak, jak to ludzie przeciętni rozumieją. Błądzę wśród rozmaitych ścieżek, czegoś pragnę... to coś zbliża się, rani mnie, ucieka — lub ja uciekam...
Powoli powstała z miejsca i skierowała się ku wyjściu.
Gdzie pójdzie? Co robić będzie? — Czem zajmie swój umysł i ciało?
Zatrzymała się przed przekupniem, sprzedającym muszle i weneckie lampki. Kupiła jedną lampkę, podziwiając brzydotę i ohydne wykonanie. Kupiła ją jednak dlatego, aby módz zamienić z kimkolwiek choć parę słów.
To samo zrobiła, przechodząc koło przekupnia owoców.
Kupiła brzoskwinie, które wybierała długo i układała na liściach. Potem usiadła z tem wszystkiem na ławce, bawiła się lampką i jadła brzoskwinie.
Naprzeciw niej znajdował się budynek teatralny.
Z głębi tego budynku słychać było słabą muzykę skrzypcową, okna były niewyraźnie oświetlone.
W dniu tym nie było przedstawienia, które odbywały się trzy razy tygodniowo. Widocznie jednak odbywała się próba.
W oświetleniu lampy elektrycznej dostrzegła Helena grupy, złożone z kilku mężczyzn i kobiet stojące przed bocznem wejściem. Przeważały kobiety młode i smukłe. Widocznie były to baletniczki, przyjeżdżające na przedstawienia z Wenecji.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/102
Ta strona została skorygowana.