Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

Pchnęła bramę i weszła do ogrodu.
— Pani mieszka w Stabilimento?
— Tak
— Ja także.
— Wiem o tem!
Przeraziła się tych słów, chciała je cofnąć, było już zapóźno. On jednak miał tyle taktu, że tych jej słów nie podniósł.
Przechodząc, rzucił na krzak róż trzymane w ręku kwiaty.
— Niech umrą przy swoich — wyrzekł z jakimś smutnym uśmiechem. — Lżejszą będzie im śmierć, mniejszy ból.
Teraz Helenie wydało się to, co zrobił ładne i pełne wdzięku, lecz schowała w głębi swej duszy odniesione wrażenie.
Doszli już do drzwi willi — Helena weszła do sieni.
— Dobranoc panu! — wyrzekła cicho.
— Pani już idzie do pokoju? — zapytał Hawrat jakby z żalem — noc tak piękna, chodźmy przejść się trochę!
Przed oczyma Heleny przesunęły się nagle sylwetki papieskiego sekretarza, kupca z Tryestu...
— Nie — wyrzekła najsłodszym, na jaki mogła się zdobyć głosem — jestem znużona... idę na górę. Dobranoc panu!
Zebrała fałdy sukni i, nie podając Hawratowi ręki, weszła szybko w głąb sieni.
Po czerwonym, sukiennym dywanie zaczęła wchodzić na schody.
Elektryczne światło oblewało ją całą.
Patrzącemu z dołu mężczyźnie wydała się nagle dziwnie ponętną i piękną.
Blada, wysoka, kształtna, w wielkim kapeluszu na drobnej główce, osadzonej rasowo, niosła z wdziękiem i gracją wybornie skrojoną suknię, która niezliczoną ilością fałdów, na kształt przewróconego kielicha kwiatu, wlokła się za nią z delikatnym szelestem.
Już na zakręcie — zwróciła raz jeszcze twarzyczkę ku niemu i z pod długich rzęs spojrzała smutnie i trochę surowo.
Coś chorobliwie marzącego było w wyrazie tych oczu i w linji jej opuszczonych ku dołowi ust.
Skinęła głową — i znikła na zakręcie schodów.
Hawrat postał chwilkę i patrzył jeszcze w pustą już przestrzeń.
Wydała mu się ona teraz jakąś wizją, spowiniętą w lekkie muśliny.
Przytem chód jej był bardzo piękny, równy i szlachetny.
Potarł ręką po czole i pomyślał.