On wszedł szybko i jednym rzutem oka obrzucił cały pokój.
Ona usiadła na swej małej sofce i ruchem ręki miejsce mu wskazała. Lecz on nie siadał. Stał ciągle i dziwnemi, przenikającemi ją do głębi oczami, na jej twarz patrzał.
Milczał, tak jakby czekał jakiegoś od niej słowa. Milczał, a mimo to Helenie zdawało się najwyraźniej, że słyszy, czy czyta jego zapytanie do niej sformułowane.
I bez oporu odpowiedziała:
— Tak, miałeś pan rację.
Po jego twarzy przemknęło jakby zdziwienie, jakby radość. Nadzwyczaj szybko wziął krzesło i usiadł prawie naprzeciw Heleny.
— Jakim sposobem odpowiedziałaś mi pani na pytanie, którego pani wprawdzie głosem nie zadałem, ale myślałem je silnie, z całą mocą patrząc przez chwilę na panią.
Ona cofnęła się w głąb kanapki, i czuła, że pomimo żaru, jaki przepełniał jej pokój, przejmuje ją lodowaty dreszcz.
— Nie wiem — wyrzekła — nie wiem, musiałam...
Oczy strwożone podniosła ku niemu.
Ogarnęła ją senność, zdawało się jej, że bryły lodu tłoczą się na jej czaszkę.
— To dziwne! — wymówił Hawrat... — to bardzo dziwne.
Ona chciała mu teraz wypowiedzieć nagle wszystko. Chciała mu dowieść, że nietylko to jedno jest dziwne, ale wszystko, wszystko, co ich dwoje dotyczy, od tych dni kilku. Lecz całą siłą woli powstrzymała się. Z wysiłkiem oderwała swój wzrok od jego prześlicznych, szafirowych źrenic, w których gorzały złotawe plamki.
Gdy zdołała to uczynić, doznała pewnej ulgi, lecz ciągle siedziała strwożona, wciśnięta w róg kanapy, bez woli, bez ruchu prawie.
On wpatrywał się w nią jeszcze chwilę, a potem oparł się na krześle i odezwał się jakimś smutnym głosem:
— Czy pani nie może być inną w mej obecności?
Helena chciała zaprzeczyć, chciała dać dowód, że jest samodzielną, że on jest dla niej obcym przybyszem, który w niepojęty i dziwny sposób wciska się w jej życie, lecz zanim sformułowała odpowiedź, już z ust jej wybiegło słowo nieoczekiwane, przez nią nie pomyślane i ustom nie podane.
— Nie mogę!
On nie zapytał się jej nawet, dlaczego nie może, tak jakby czuł, rozumiał i wiedział, co się w niej dzieje. Siedział tylko także jak martwy, naprzeciw niej, z oczyma wbitemi w podłogę, z rękami nerwowo splecionemi. Brwi miał ściągnięte, a jego twarz, podobna do maski którego z Cezarów, miała wyraz niknącej energji.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/124
Ta strona została skorygowana.