— Gotuję się do walki!
Jakaż była ta walka człowieka, który zdawał się pokonywać z łatwością największego wroga, bo samego siebie, do czego jej także nieraz się już przyznał, mówiąc: potrafię, gdy chcę, to i owo swej duszy nakazać. Jeśli potrafił — dlaczego miał walczyć? Z kim? Czy Helena nie mogła odgadnąć tych przeciwników.
I teraz siedząc tak opodal niego, ona nie wie, iż on nie do niej zmierza duchowo. Pewna zazdrość, bojaźń ją opanowuje. Pragnie dowiedzieć się więcej.
— Pan myśli... teraz... o tem, co pan nazywa swemi społecznemi obowiązkami — zapytała półgłosem.
Hawrat nie oderwał oczu od tarczy słonecznej.
— Tak! — odparł — tak, myślę o tem i ważę swe siły. Nie wiem, czy podołam.
— Pan wszystkiemu podoła, co sobie w umyśle obierze — odparła Helena, a głos jej drżał lekko — pan nie jest taką jak ja istotą bez woli i siły. Pan mi się wydaje uosobnieniem energii i woli.
— Tak... zrobiłem już w mem życiu bardzo wiele — lecz jeszcze tyle pozostaje mi do zrobienia, tyle jeszcze mogę zrobić. Życie jest tak krótkie...
Umilkł znów, bo słów nie siał garściami i Helena czuła, że jej w tej mierze nic więcej nie powie — pozostawi jej zagadkę i coraz większą tajemniczość, jaką się otaczał.
Smutek ją ogarnął wobec tego człowieka, który tak w przestrzeń słoneczną rzucał z prostotą słowa „zrobiłem już dużo w mem życiu!“.
— A ja nic jeszcze nie zrobiłam, ani pięknego ani dobrego! — wyrzekła szczerze, jakby chcąc tą szczerością okupić swe błędy.
On zwrócił teraz na nią swój wzrok przepełniony jasnością słoneczną.
— Tak... pani jesteś jedną z tych wybranych. Niańki mówią, że wróżki nad kolebką takich dzieci czuwają. Jesteś piękną, bogatą... tak, tak. Gdybyś chociaż umiała zrozumieć dobrze to, co inni dla rozkoszy takich jak ty zrobili... Ale ty zdaje się i tego nie umiesz. Ty nie potrafisz odczuć dzieła sztuki?
Helena podniosła się prawie do połowy w fotelu. Jakto? Więc i to on jej odbierał? Tę umiejętność w odczuwaniu artystycznych wrażeń, którą zdawało się jej, posiadła w wysokim stopniu?
On zrozumiał jej gest i łagodnym ruchem ręki uspokoił ją.
— Wiem, co mi pani powiesz... dużo widziałaś i przetrawiłaś w sobie banalnych szablonów. Lecz powiedz mi — ty, która możesz sobie na taki zbytek pozwolić — czy masz
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/133
Ta strona została skorygowana.