mąż“ i mówiła to kilkakrotnie, bezwiednie i uparcie powracając do tego określenia.
Nagle Hawrat przerwał jej mowę:
— Mówisz pani „mój pierwszy mąż...“ Czy masz pani zamiar wyjść drugi raz za mąż?
Pytanie to zawisło w powietrzu, właśnie gdy wyjeżdżali na Canale grande. Olbrzymie, wspaniałe pałace czerniały w oddali. Gdzieniegdzie płonęły światła. Jakiś ponury tragizm zdawał się powłóczyć wśród tych rozpadających się marmurów. Chłód, ciemnia, zgliszcza, rodzaj cmentarza...
I pytanie Hawrata zespoliło się nagle w ożywionym umyśle Heleny z tą ciemnią cmentarną, w którą się nagle dostali.
Czuła, iż odpowiedzieć powinna szczerze, otwarcie i serdecznie.
A bała się posłyszeć tej odpowiedzi, bała się własnego głosu, jakby od tych jej słów zawisło wiele, bardzo wiele w jej życiu.
— Tak! — odparła wreszcie — pragnę zostać żoną człowieka, którego będę bardzo kochała...
Ręka Hawrata rozplotła się z ręką Heleny.
Mężczyzna klęczał ciągle na dnie gondoli, lecz teraz oczyma zabłądził w gwieździstą przestrzeń, a ręce zawisły mu na obu stronach ciała.
Zdawał się być zgnębiony tem, co słyszał z ust młodej kobiety. Wrażenie to było zbyt silne, aby je mógł opanować. Wyrzekł tylko przeciągle:
— Tak?...
I potem zamilkł, jakby wrażenie, którego doznał, poraziło go i odebrało mu moc panowania nad sobą. Ona bała się spojrzeć na niego, bo czuła, iż w tej chwili dzieje się koło niej coś ważnego, jakieś łamanie się ludzkiego ducha, jakieś ważenie się występku z naturą prawą i czystą. Co miało zwyciężyć, o tem nie wiedziała, odgadnąć nie mogła, a raczej nie chciała.
Wiedziała tylko, iż to łamanie się nie odbywa się w jej duszy ani w niej samej. Ona w tej chwili była czysta w swych słowach i czysta w swych myślach — tak czysta jakoś dziwnie i szlachetnie, że nawet bliskość występku nie mogła przygasić poczucia tej prawości. Jeżeli nie szukała teraz wzroku Karola, to jedynie dlatego, ażeby nie zaważyć niczem na szali, na której zabłyśnie zwycięstwo.
Płynęli teraz wzdłuż Canale grande — niemal środkiem — płynęli prawie sami po opuszczonem i jakby wymarłem mieście, po tym cmentarzu wielkich rodów, a każdy z tych pałaców miał pozór opuszczonego i zaniedbanego, królewskiego mauzoleum. W jednym z pałaców otwarte okno jaśniało dziwnie i brutalnie, a w niem pochylona ku
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/150
Ta strona została skorygowana.