dję żalu za tobą samą, nasunęło ci wyobrażenie grobu, a równocześnie przedstawiło rozkosz użycia wyników twej pracy przez ciebie samą — czy to coś — co tak działa, tak jest tobą prawdziwie, istotnie — właściwie — czy to coś zaniknie, zostanie spożyte, zdławione, rozprószone bez śladu?
— Błyskawica przechodzi...
— Wcale nie. Czy wiesz, jakie są skutki tej siły wydzielającej się z taką mocą i blaskiem? Skąd możesz wiedzieć? Ślepi i głusi jesteśmy, ślepi i głusi... nie wiemy nic w tej mierze.
Za ręce go pochwyciła strwożona i drżąca.
— Nie wiemy nic!...
Trwoga przed tą nieświadomością napełniła ją całą. Zimno grobu i czarny wał tajemnicy przejął ją w jednej chwili. Ona, on — dwie trumny... a potem te chwile konania. I cała zroszona potem wlepiła w niego przepojone trwogą oczy.
— Nie mów!... nie mów!... — szeptała.
Lecz on łagodnym gestem odsuwał ją od siebie.
— Lękasz się śmierci?
Wyczytał to w jej twarzy.
— Tak... tak...
— Przypomnij sobie te chwile, w których twa dusza odlata od ciebie, przypomnij sobie te piękne chwile. W jednej takiej spotkałem cię tu, na tem wybrzeżu. Czy tak bolesna to chwila? Tak bardzo ciężka do przybycia?
Szli znów wolno wzdłuż tego samego wybrzeża, na którem spotkali się po raz pierwszy.
— Tak... strasznie to ciężka chwila — odparła Helena po chwili zastanowienia.
— A wiesz dlaczego?
— Nie — nie wiem, tylko czuję to, i w tej chwili cierpię — na myśl, że się to powtórzyć może.
A ja ci powiem, dlaczego tak cierpisz... Czy chcesz się dowiedzieć, najdroższa?
Stanęli na tem samem miejscu, na którem on ją zastał w ciemni i wilgoci, drżącą, bladą w fałdach białej szaty.
Podniosła ku niemu swą twarz piękną i pełną miłości.
Szal opadł z jej włosów i głowa jej zamajaczyła nagle z tej bieli, jak kwiat śliczny i delikatny, z alabastrowej wykwitający urny.
— Powiedz! wyszeptała.
U stóp ich fale umierały z jękiem.
— Dlatego cierpisz — wymówił, ujmując jej ręce przez fałdy szala — dlatego, że chcesz powrócić... I to ci sprawia ból, to wyczerpuje cię tak strasznie.
Zrozumiała.
I ponownie uczuła dla niego wielką wdzięczność.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/156
Ta strona została skorygowana.