Ręce jej złożył „jak muszlę“ zanurzył w muszli tej swe usta.
— Nie!... nie wracajmy do Lwowa! — prosił.
W jednej chwili stał się zgnębionym, trwożnym.
Ona to dostrzegła i pastwić się nad nim zaczęła
— Dlaczego! — urządzimy wszystko do ślubu — lepiej już skończyć z tem prędzej.
— Tak... tak... ale jeszcze mamy czas!
Powoli posunął ją na fotel i ukląkł przy niej. Narcyzy rzucił jej na kolana i głowę oparł o nią. Zdawał się chronić przed czemś — lękać się — tulić się jak małe dziecko. Lecz w niej, rzecz dziwna, nie zadrgała struna litości. Wyprostowana, siedziała prawie chłodna i spokojna.
— Jeżeli chcesz, możemy jechać jeszcze w świat — wymówiła wreszcie z wielkim spokojem w głosie.
Odsunął się od niej i patrzył jej badawczo w oczy.
— Co tobie?
— Mnie? — nic!
Długiemi rzęsami przysłoniła źrenice.
Delikatnie, powoli podniósł palcami te ciężkie, trochę sine powieki.
Wytrzymała jego spojrzenie i czuła, że to coś złego, mętnego, co było w niej ukryte, wypełzło teraz i zaczaiło się w jej wzroku.
— Jakie ty masz teraz smętne spojrzenie! — wyrzekł powoli Karol i ręce jego opadły jakby w zniechęceniu.
Bezczelnie odparła:
— Zdaje ci się!
Byłaby wypoliczkowała siebie za to marne słowo.
Patrzyła na niego i przyszły jej na myśl pieszczoty, jakiemi ją obsypywał. W jednej chwili tysiące igieł przeszyło jej ciało. I uczucie to — po raz pierwszy, zamiast pociągnąć ją ku niemu — rzecz dziwna, oddziałało przeciwnie.
Powstała z fotelu i stanęła we drzwiach chaty.
— Plamy na tęczy? — pomyślała, posyłając wzrok w dal — ponad morskie, spokojne fale.
On chwilę jeszcze klęczał samotny i zgnębiony. Wreszcie podniósł się energicznym ruchem i zbliżył ku niej.
— Idę zarządzić wszystko do wyjazdu, jutro pojedziemy do Lucerny!...
— Dobrze! odparła posłusznie.
Wyszedł — a ona śledziła go jakimś zimnym i dziwnym wzrokiem, jak oddalał się i nikł powoli w zakręcie ścieżki.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pozostawszy sama — Helena nie poruszyła się nawet z miejsca. Zagłębiła się w swoją duszę i darła ją na strzępy.
— Kocham i cierpię — myślała — cierpię i czuję, jak