Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

mnie to cierpienie zamiast uszlachetniać — czyni pospolitą i nikczemną. Za chwilę stracę nawet poczucie piękna i artystyczną miarę... A przecież to nie nerwy, to coś więcej we mnie łka i płacze i zamąca wzrok. Badam się, analizuję i widzę, że nerwy tylko pozornie grają. Cierpi we mnie zawiedziona i zraniona dusza.
Pobiegła w dal wzrokiem, jakby w niedościgłych przestrzeniach opalowej barwy szukała ukojenia. Lecz ta jednostajność morza raniła ją coraz więcej. Cofnęła się i zapuściła draperję portjery.
Cała chatka wypełniła się mdłym, rozkosznym półcieniem.
Helena usiadła na fotelu i znów zapadła w zadumę.
— Życie całe — myślała — będziemy żyć wspólnie obok siebie. Lecz jak różnie! Ja dla niego przejrzysta, bez tajemnic, książka w jednej chwili przeczytana i odczuta. Na książce tej widocznem jest, że sprawia mu pewne zadowolenie poprawiać znaleziony już tekst, prostować go i płomiennemi zgłoskami pisać inne, śmielsze prawdy i pojęcia. Znajduje w tem duchową rozkosz i pieści mego ducha szlifując go, ze zwykłego djamentu przekształcając w błyszczący brylant. To on. Ale ja?... Czyż i ja nie powinnabym jako żona, jako drugi on, jako dozgonny jego towarzysz — czytać również w księdze jego ducha i doznawać tej samej rozkoszy, jaką on doznaje.
Gorycz straszna przepełniła jej serce.
Jakiś chłodny wicher zaczął poruszać firankę. Zanosiło się na burzę. — Helena nie zwracała na to uwagi, pogrążona cała w swych myślach, które coraz ciemniejszym wałem tłoczyć się ku niej zaczęły.
Widziała teraz jasno konsekwencję postępowania Karola.
Zrozumiała, że prawie bez jej woli, bez jej wiedzy staje się w niej przewrót — i że ona teraz zacznie kryć swą duszę przed analizą tego człowieka. Już dwukrotnie coś wstrętnego występowało z wnętrza jej ducha i zasłaniało ją przed jego badawczością. To jedno widocznie było silniejsze od niego. To jedno mętne i złe, którego źródła ona dostrzec ani zrozumieć nie mogła. Czuła tylko, że zbudziła się w niej i teraz występuje na karty księgi, jak mech, jak pleśń nie przejrzysta — rozciągająca się coraz dalej.
— Sam winien! — pomyślała!
A teraz — jakież będzie nasze pożycie?, zastanawiała się dalej. Pobierzemy się — bo ja bez niego, i on zdaje się bezemnie żyć nie będzie w stanie. Nie wyobrażam sobie już mnie inaczej — jak z nim i jego własnością. Lecz pomimo ślubu, pomimo nawet gdyby i on później ustąpił i dozwolił mi czytać w księdze swego ducha, to czy ja już będą miała dość siły, aby zedrzeć tę pleśń, jaką czuję rozpościerającą