Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

się na mojej duszy. Czy nie straci on władzy nademną — tej władzy olbrzymiej, pełnej, jaką objął od chwili pierwszego spotkania się naszego? — A wtedy ja w jakież pójdę manowce? — Z nim i bez niego. Błąkać się zacznę gorzej, niż błąkam się w tej chwili, a cierpieć będę znacznie więcej — bo ja wiem, ja nigdy nie zobojętnieję do tego stopnia, ażebym mogła powiedzieć sobie:
— Mniejsza z tem!...
Wiatr coraz więcej szarpał firankę. — Chwilami, gdy zasłona podnosiła się, ukazywał się skraj horyzontu szary i powierzchnia silnie pomarszczonego morza. Cała natura przybierała niewyraźny ton i barwę jakiegoś niespokojnego smutku.
— Nie mam zwyczajnej, przeciętnej natury kobiecej — myślała dalej Helena — inna na mojem miejscu czułaby się nad wyraz szczęśliwą. Osiągnęła bowiem wszystko na pozór, o czem marzyć mogła, wszystko, całe zadowolenie zmysłów i serca. — Widocznie więc budzi we mnie się coś innego jeszcze, pragnie, pożąda, obija się o jakieś zamknięte wrota, za któremi przeczuwa inne światy i całą egzystencję dla siebie zamkniętą i nie dostępną. — Stosunek mój do Karola winien być inny, niż stosunek przeciętnej żony do męża. Przy ołtarzu mam przysięgać — miłość, wierność i posłuszeństwo... Lecz jak daleko rozciągać się ma ta miłość, tego nie określa nikt nigdy, jaką ma być ta wierność — czy tylko cielesna, i o tem nie poucza przysięga, do czego zaś odnosi się owe posłuszeństwo? — Czy do przyjmowania zakreślonych samowolnie przez męża granic, według których ma się normować wzajemne ich odczucie i pojmowanie ducha.
I dalej, Helena zaczynała pojmować, że Karol, rzuciwszy jej przyrzeczenie „później“ — uczynił to jedynie dla uspokojenia jej, dla uzyskania czasu — a nigdy, nigdy nie uczyni zadość jej żądaniu. — I wielki żal, bezbrzeżny i bolesny wezbrał na tę myśl w jej sercu, bo wyczuła, że Karol ją zrozumiał, że umiał zgłębić ból, jaki jej postępowaniem swojem zadawał — a mimo to nie usuwał przyczyny i tylko jak dziecko kołysał ją do snu pieszczotą i obietnicą.
Zbuntowało się coś w jej duszy teraz jasno i wyraźnie.
Razem z wichrem, który wstrząsnął ścianami jej chatki, wstrząsnęła się w niej wola i chęć odwetu.
— A więc i ja od dziś — zostanę dla niego tem, czem on dla mnie — pomyślała z siłą — i ja zakryję tajnie mej duszy, niech nie wie nic. Uśpię przemocą to, co we mnie zbudził. Nie podążę za nim, gdy mi ukazywać będzie inne, stosowne dla mnie, a wielkie prawdy. Wolę nie wiedzieć nic — pozostać na dawnym moim piedestale Piękna i wejdę znów pod kolumny świątyni estetycznych zadowoleń. Tam zostanę sama z moją półsenną duszą — równie senna cia-