To ramię denerwuje ją w nieopisany sposób, więzi ją, ugniata, pali, jak rozpalona obręcz żelazna. Im silniej zaciska swe ramię Karol dokoła jej postaci, tem silniej ona zamyka się w sobie duchowo, jakby zgorzkniałą czyniąc sobie pociechę.
— Masz nademną przewagę cielesną, lecz nie czujesz, że druga połowa mnie wymyka się z twego żelaznego objęcia, i nie będziesz w stanie nigdy ująć ją tak silnie, aby ukazała ci się w całej swej piękności i tajemniczej głębi.
Po drugiej stronie Heleny — coś przesunęło się cicho i spokojnie.
Jakieś ciepłe, olbrzymie ciało przylgnęło do jej biodra. Obejrzała się. Był to wspaniały, olbrzymi pies — kudłaty, majestatyczny. Podniósł ku młodej kobiecie swój łeb podobny trochę do lwiego pyska i dwie żółte źrenice wlepił z wielką dobrocią w delikatne rysy Heleny.
Ona wpatrzyła się w te wymowne, jasne oczy z całą, prawdziwą rozkoszą. Było w nich tyle równowagi, tyle spokoju, że czerpać z nich można było uspokojenie nerwowe całą masą, bez obawy wyczerpania.
— Ty... dobry! — wyrzekła wreszcie, pochylając się ku zwierzęciu.
Olbrzymia łapa spoczęła z ufnością w jej wyciągniętej ręce.
Karol zbliżył się także.
Patrzył na nich oboje, na nią delikatną, wiotką w białej wełnie obcisłej i falującej miękko, i na to prześliczne, dobre zwierzę — ogromne i łagodne, tulące się z ufnością do nieznajomych mu stóp.
— Odczuwa twą dobroć! — wyrzekł wreszcie z uśmiechem.
— Odczuwamy się wzajemnie! — odparła Helena — a przecież sądzę, że on jest lepszy odemnie. Niezdolny byłby do takich czynów, do takich ja mogę być zdolną.
Karol zaczął śmiać się ironicznie.
— Skąd możesz wiedzieć? Ten pies, oprócz wielkiej dobroci, nic więcej u siebie nie ujawnia.
Ręką przeciągnął po grzbiecie psa.
— Lubię go za to... — dodał poważniej.
Helena natychmiast wypuściła łapę psa ze swej dłoni i spojrzała kolejno na psa i na Karola.
Obaj teraz błądzili wzrokiem po szczytach gór. I jeden i drugi oprócz wielkiej, łagodnej dobroci, która zdawała się być łaskawem ustępstwem na rzecz słabszych istot, nie ujawniali nic więcej na zewnątrz. Spokojni, silni, pełni życiowej energji — hermetycznie zamknęli swe myśli, które teraz musiały przecież, choć w nierównej mierze, a jednak nurtować ich mózgi.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/172
Ta strona została skorygowana.