krąży — i w senne jeszcze źrenice zbiera przeczucia chwil i dojrzanych wczoraj w zachodzie przedmiotów.
Helena i Karol siedzą na balkonie, pijąc poranne śniadanie. Co chwila wysyłają na zwiady wzrok ku białemu, okolonemu zielenią miastu.
Potem ich oczy zbiegają się wzajemnie. Delikatnie sennem upojeniom przepełniony wzrok tonie wspólnie w źrenicach, w których, zdaje się, zagasły ognie przed chwilą szarpiącej ich namiętności. Wrażenie i nastrój chwili udziela się ich miłości.
W opalach konającej mgły rozpływa się i gaśnie żar, rzucający ich w pocałunki bez pamięci.
Jakieś błogie rozmarzenie ogarnia Helenę. Zdrowe a świeże uczucie wypełnia jej serce. Giną niepokoje, niezdrowe troski, wizje i ból, w którym krwawi się jej serce a targa dusza.
W tej chwili świat jej, w którym żyje, jest gładki, spokojny, trochę mglisty, lecz nie mający w sobie cienia nawet boleści.
— Jak nam tu dobrze... prawda? — pyta z uśmiechem.
— Dobrze — odpowiada Karol jak echo, a patrząc, jak się krząta elegancko i składnie dokoła śniadania, więzi nagle jej rękę jak ptaka w swe dłonie.
— Jaka z ciebie wytworna pani domu być musi!...
Helena uśmiecha się coraz powabniej i coraz szczerzej.
— Tak... zdaje mi się. Zresztą sam się przekonasz! Czy dużo będziemy przyjmowali?
Powstał i przechylił się przez balkon.
— Lili!... — zawołał.
Z dołu odpowiedziało mu donośne szczekanie. Wśród kląbów zawirowała masa czarnych kudełkow i purpurowa kokarda.
Kawałek cukru poleciał na dół i zginął w lewkoniach.
Helena oparła się także o balkon i patrzyła na pieska. Lecz z bezmyślnym jakimś uporem powtórzyła:
— Czy dużo będziemy osób przyjmować?
— Zrobisz, jak zechcesz! odpowiedział wymijająco.
— Nie — zrobimy tak, jak będzie wypadało dla twego stanowiska. Nie znam się na tem, nie wiem, czy adwokat potrzebuje mieć rozległe koło znajomości.
— Żyję prawie w odosobnieniu.
— Bo jesteś jeszcze nie żonatym i nie masz domu, ale teraz...
Nagle on zwrócił się do niej i porwał jej głowę w swe dłonie.
— Czemu się troszczysz o to co będzie? zapytał szybko — czemu nie cieszysz się tem, co jest?... Pij z czary szczęścia, którą mamy przed sobą. Jutro zawsze we mgle...
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/180
Ta strona została skorygowana.