nej — że Karol poczuł, iż pieczęć pocałunku zaciąży na kwiecie tych ust, dławiąc je cielesnem zbliżeniem.
Była mu widocznie za to wdzięczna, bo powoli odchyliła powieki i śliczne jej oczy ukazały się teraz jak dwa drogie kamienie, w których słońce zapalało leciuchne iskierki.
— Dopiero tu, dopiero dziś czuję się twoją narzeczoną! — wymówiła z uśmiechem. — Do tej chwili brakowało mi tego słodkiego, spokojnego z tobą przebywania, w jakie weszliśmy teraz. Pozostańmy w niem do ślubu... Czy chcesz?...
Zrozumiał ją, bo wzrok jej padł teraz na jej ręce jeszcze sine od gorących, strasznych pieszczot, jakiemi ją obdarzał. Coś zapłonęło w jego oczach sekundę jedną — potem zagasło.
— Będzie jak rozkażesz! — przemówił ulegle.
— Dziękuję ci! Bo widzisz, jestem teraz jak bardzo spragniony i zmęczony wędrowiec, któremu na ramiona złożono zbyt wiele ciężarów. Naraz rzuciłeś na mnie cały snop kwiecia, do którego nie jest przyzwyczajona istota moja. Omdlewa więc we mnie serce, dusza, myśl, ja cała i czuję, jak kolejno proszą się we mnie te części składowe mej istoty o trochę spoczynku, lub możność wypowiedzenia się. A ten stan, w jakim jestem obecnie, najmilszy mi jest i najbardziej pożądany. Ponad wszystkiem góruje w tej chwili serce i pozwalam mu górować!
— Nie... nie pozwalaj!
Padło to nagle, niespodziewanie.
Zamąciło, zakłóciło rozkoszny stan błogiej, czystej radości, w jaki Helena wstępować się zdawała.
— Dlaczego?
On uklęknął tuż przy niej i gorączkowo pochwycił jej rękę.
— Nie serce — nie!... — wyrzekł urywanym głosem — nie pozwól swemu sercu kochać mnie...
Ona zdawała sie nierozumieć.
— Kocham cię całą, pełną, wielką miłością i niepojmuję, jak możesz kazać mi wykluczyć serce z tej całości.
— Ach pojmiesz!... pojąć musisz!...
Powstał i zaczął chodzić wśród pni, podrażniony i niepewny.
Ona nie chciała zastanawiać się bliżej nad jego słowami. Nie miała poprostu siły i pragnęła bądź co bądź pozostać w tym spokoju i ciszy, która zdawała się jej przynosić wielką ulgę i równowagę zupełną.
— Proszę cię!... — wyrzekła z dobrocią — nie staraj się kreślić mej miłości linją krętą i śliską. Jestem zdolna objąć cały horyzont, jaki jest miłością pełną i doskonałą. Jeżeli omdlewam chwilami i tracę siły, to jedynie dlatego, że, nie kochając nigdy do tej chwili, odczuwam zbyt silnie nieznane mi wrażenia i nadto przejmuję się niemi. Pozwól mi się oswoić...
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/188
Ta strona została skorygowana.