To serce kamienieje, lodowacieje w piersi — i takie jest to uczucie silne, iż staje się równie odczutem przez Helenę fizycznie jak i duchowo.
Serce jej zaczyna ciężyć jak blok marmurowy, czuje to, czuje, że je posiada — rozumie teraz, że ona ma serce, i to zrozumienie opłacić musi tak samo, jak opłacać musi chwilami przedśmiertelnej trwogi zrozumienie, iż posiada duszę, która gardzi nią i od niej odbiega w chwilach tej pogardy.
Zrozumienie tych potęg, z których składa się ta „inna“ strona jej istoty, daje jej równocześnie pojęcie o strasznych udręczeniach, jakie przewaga tej innej strony na nią sprowadzi.
I zasłuchana w te cierpienia — a już zrezygnowana, poddaje się tym siłom, a wydobywając z nich to, co może być najpiękniejsze, bo poświęcenie swego ja — dla spokoju i zachowania uczucia na wyżynie marzenia — snuje błękitny eter ekstazy — niedopuszczający od zewnątrz nawet przeczuć nieszczęścia.
A w sercu jej powoli powstaje chłód i ciężar lodu.