— Moja jest różna od twojej. — W mojej nie znajdziesz tego słodkiego ukojenia, jakie ty mi dajesz swoją istotą.
Po ustach Heleny przewinął się uśmiech rezygnacji.
— Czy nie widzisz i nie odczuwasz mej zgody? — zapytała — wszak zrezygnowana jestem wziąć cię takim Sfinksem, jakim się mnie przedstawiasz. — Nie chcesz mi nic dać z siebie, niechże więc stanie się według twej woli.
Hawrat chwilę milczał, wreszcie odezwał się, jakby z ukrytą ironią:
— Nie wierzę w twoją rezygnację, Heleno. — Gdyby ona była istotnie w twej duszy, nie mówiłabyś o niej w tej chwili.
— Co więc sądzisz?
— Sądzę że przypuszczasz, iż wpływem swoim zdołasz zmusić mnie do wielu ustępstw.
— Czy się mylę?
Znów zapanowało milczenie i wreszcie Hawrat odpowiedział, a głos jego brzmiał wielką szczerością:
— Nie... mylisz się... jesteś w stanie doprowadzić mnie do wielu rzeczy.
W Helenie nagle nastąpiła gwałtowna reakcja.
Cała melancholja biernego smutku znikła. Zakotłowało w niej od bólu przeżytego i nadzieji. Sam Hawrat to przyznawał, iż może dokonać w nim zmiany! — Sam to przyznawał! Oślepiło ją od gwałtownej ku niemu miłości. Słowa dławić ją poczęły. Rozsunęła ręce od szyi, około której zaciskała fałdy szala. Zajaśniała cała jej twarz w blasku białego jedwabiu. — Oczy, prawie błyszczące, zwróciła w cień, w którym krył się ukochany. Chwilę oddychała ciężko i nagle — jak lawina, wybiegł z jej ust potok słów.
— Kocham cię!... Czemu więc kryjesz przedemną swą myśl, swą duszę? Kocham cię tak, jak ty mnie kochasz i pierwsza pokochała cię przecież dusza moja, gdyś ją omdlałą i strwożoną z przestworza, gdzie uciekała — ku mnie zawrócił. Nie ciało podbiłeś wtedy, ale w niewolę, w jarzmo wprzągłeś duszę moją, I nie kryłam przed tobą nic. Objawiłam ci się cała w szczerości najwyższej i wtajemniczając cię w moje śmiertelne trwogi, w mój ból duchowy i zwątpienia!... Sądziłam, że choć w części i ty zechcesz być tem dla mnie, czem ja się stałam dla ciebie... Nie chciałeś... Nie chciałeś...
Łkanie bez łez wypełniło jej pierś — on przerwał jej jakby suchym, urywanym głosem.
— Czy kochasz mnie mniej dlatego?
Głos jego tylko było słychać, on cały zatonął w ciemni.
— Nie... odparła Helena, nie mogę kochać cię ani mniej, ani więcej. Mogę cię tylko kochać, ale sądzę, że ścisłej spójni jeszcze pomiędzy nami niema i być nie może. I to
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/197
Ta strona została skorygowana.