Helena wpatrzyła się w twarz Karola. Był trupio blady.
— Usta twoje:... wymówił, wpijając się swemi spieczonemi ustami w jej wargi.
Nagle, jakby z jakąś determinacją, wyjął z kieszeni list i podał jej szybko, wciskając go w rękę.
— Weź to i... przeczytaj. Tylko... przyrzeknij mi, że przeczytasz dopiero wtedy, gdy już będziesz w hotelu...
Ona list wzięła machinalnie, a w sercu poczuła tak straszne zimno, że drżeć silnie zaczęła.
Błędnym wzrokiem patrzyła na niego.
Przycisnął ją do piersi i rzucił jej jedno słowo:
— Daruj!...
Wskoczył do wagonu — drzwiczki za nim zatrzaśnięto. Jeden gwizd, szczęknęły łańcuchy i pociąg ruszył wolno z miejsca.
Helena ciągle patrzyła na drzwiczki wagonu, za któremi znikł Karol. Wiedziała, że on się nie pokaże. Czuła to doskonale, ten list jej to oznajmi. Mimo to jednak patrzyła za odjeżdżającym pociągiem, patrzyła machinalnie. I potem, tak samo machinalnie, skierowała się ku wyjściu. Wsiadła do dorożki i zbielałemi wargami wyszeptała adres. W dorożce listu nie otwierała, nie miała nawet do tego pokusy. Wiedziała, że zawiera ta koperta jakieś straszne, okropne wyznanie i że ona to wyznanie przeczytać musi. Lecz nie tu, tylko tam, gdzie on jej kazał i pozwolił. Jeszcze w ostatniej chwili chciała się zastosować do jego woli, jak do woli umierającego.
Gdy znalazła się wreszcie w swoim pokoiku, usiadła na łóżku, nie rozbierając się, i siedziała tak długą chwilę, patrząc na leżący na kolanach list.
— O!... jęknęła kilkakrotnie — o!...
Zdawało się jej, że chętnie oddałaby resztę swego życia, aby nie otwierać tej koperty. To znów miała wrażenie, iż niema siły ludzkiej, która przeszkodziłaby jej w dowiedzeniu się, co ten list zawiera.
Nareszcie, powoli, bez tchu, otworzyła kopertę. Szeroko otwartemi oczami, jakby chłonąc w siebie drobne litery Helena czytać zaczęła:
„Daruj, na kolanach, u stóp twoich błagam cię o przebaczenie! Postąpiłem względem ciebie niegodnie, ale niech mnie tłumaczy miłość, jaką dla ciebie od pierwszej chwili uczułem. Jestem żonaty i nie mogąc nic zarzucić mej żonie, nie mam prawa rozstawać się z nią i niszczyć jej życia. Chciałem ci kilkakrotnie wyjawić prawdę, ale lękałem się stracić tych kilka chwil szczęścia, które ukradłem memu losowi. Ostatnie nasze zajścia w lesie przekonały mnie, iż powinienem jak najprędzej cię opuścić. Niedługo stałabyś
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/203
Ta strona została skorygowana.