się nieodzowną do mego życia i cierpiałbym zanadto. Oto była przyczyna, dla której niedozwalałem Ci sięgać do mej duszy. Musiałem się kryć przed tobą i zasłaniać, gdyż lękałem się twego duchowego wpływu. Odbierz nawzajem Twoją duszę z pod mego wpływu, ja niczem dla ciebie być nie mogę, nie powinienem. Och Heleno! Inaczej byłbym zajął się twoją istotą, gdybym miał pozostać przy tobie na zawsze. Chwilami mimo mej woli siła twoja porywała mnie i wtedy rozsnuwałem przed tobą szersze widnokręgi, lecz prędko cofałem się bo czułem, że mi to nie było dozwolone. Sfinksem, tajemnicą, przechodniem będę w twem życiu. Daj mi jałmużnę wspomnienia. — Nie zobaczymy się nigdy. Tak lepiej dla nas, dla mego spokoju. W tej chwili cierpisz i ja cierpię niemniej od ciebie. Tyś przynajmniej wolna, ja skuty na zawsze.... Daruj! Odbierz swą duszę... ja dla niej nic zrobić nie mogę“. Karol.
— Odbierz swą duszę! — wyjęknęła Helena — odbierz swą duszę!
Nie ból wypełnił jej piersi. Ból to zbyt małe, zbyt żadne określenie, by odczuć to, co ją przejęło na wskróś, do głębi serca.
— Odbierz twą duszę z pod mego wpływu!... — powtarzała zbielałemi usty — ja nic dla niej uczynić nie mogę!...
Wzrok jej błędny padł na purpurowe róże, któremi wczoraj Karol przystroił ich balkon — zatrzymał się na tych kwiatach więdnących w kryształowej czarce.
— Odebrać duszę?...
I zaraz potem jęczące pobiegło pytanie:
— Jak?.. jak?...