Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/212

Ta strona została skorygowana.



XXXIII.

Rezygnacja Heleny nie trwa zbyt długo.
Przechodził powoli w stan tak strasznej nerwowej nadczułości, iż we dwa dni po przyjeździe do Lwowa Helena nie jest w stanie wstać z łóżka. O wyjściu na miasto myśleć nawet nie może.
Powoli świadomość niedalekiej obecności Hawrata zaczyna ją przejmować strasznym niepokojem.
Przez pokłady nieruchomej — zda się — apatji przedostaje się do niej to, czego lękała się tak strasznie, to jest wrażenie zbliżenia do tego człowieka.
Po jego odjeździe w Lucernie przepędziła całe dwa tygodnie, jakby w śnie somnambulicznym, nie zgłębiając swego stanu, przyjmując go, jakby wypadkową a masową katastrofę, w jaką wtrąconą została.
Wiedziała, że go utraciła, że zniknął z jej życia na zawsze i zdawało się jej, że jest to śmiertelna katastrofa, coś graniczącego z trumną bardzo kochanej i wybranej istoty. Rozpaczała z pewną godnością, jak umie rozpaczać serce wyszkolone w uczuciach szlachetnych, co zgadywała instynktem, gdyż do tej chwili nic graniczącego z rozpaczą nie miało z nią bliższego kontaktu.
Ból jej był cichy i zamknięty w granicach wyższych cierpień, bez łamania się bezsilnego kobiet, zwyczajnie zdradzonych. Nie chciała zastanawiać się nad „oszustwem“ Hawrata, nie przypominała sobie jego kłamstw i perfidji. Nie mówiła „niegodny“, lecz błądziła wśród lodu i zimna, wśród przerażającej pustki życiowej, jaką wokoło niej zostawił.
Żalu „do niego“ nie czuła, natomiast czuła żal „za nim“ i w tem leżała szlachetność jej cierpienia.
Otoczenie czarujące, złożone z kwiatów i gór, opalowe ranki i wieczory, to jakieś wyniesienie fizyczne, które ją odgraniczało od reszty ludzi, dodawało wiele do tego nastroju. Zdawało się jej, że to cierpienie porwało ją na swe lodowe skrzydła i niesie wzdłuż bezbrzeżnej, chłodnej pustki.