Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/215

Ta strona została skorygowana.

ją i pojął, a mimo to rzucił ją dalej na życie samą, przejmowała ją bezbrzeżnym żalem. Gdyby to był człowiek, którego zbliżenie było powierzchowne, zmysłowe, bolałaby może mniej, a pogarda dla siebie i wstyd zbudzony dopomógłby do odzyskania pewnej równowagi. Lecz tak jak było, równowaga ta przyjść nie mogła.
Gdy zmysły pokonane cierpieniem milkły, krwawiło się serce. Gdy serce na chwilę wyczerpane zdrętwiało, umysł zaczynał swą bolesną, tęskną pracę, rwąc i dręcząc mózg tęsknotą za tym, w którym znajdował najczystsze, kryniczne, zasilające źródło. Umysł wreszcie uśpiony wysiłkami woli umilkł, gdy oto występowała dusza i ta niepokojem swoim najwięcej przyczyniała cierpienia.
Jak ptak oślepły rzucała się, obijając skrzydła o pręty, pragnąc ulecieć ku temu, który z taką potęgą, z taką siłą ujarzmił ją i poddał pod swoją wolę. Całe poprzednie istnienie zdawało się dla tej duszy tonąć we mgle niebytu. Narodzenie jej rozpoczynało się od chwili, gdy tam daleko na wybrzeżu morskiem, w chwili śmiertelnej i nadzwyczajnej trwogi ulatająca w przestworze, zatrzymana została rozkazem tego człowieka.
Jak Amfitryta wyszła wtedy z piany niepewności i trwogi, czysta, piękna i zrozumiana. Odczuto ją i pojęto. Wiedziano, że ulatuje w swój zaświat, z którego przybyła. Nie szarpano jej wzmacnianiem sztucznem nerwów, lecz pozwolono na chwilę jak znużonej gołębicy odpocząć na swobodzie i zanurzyć się w przedsionku Nirwany. I wdzięczną, korną niewolnicą — królewną, przylgnęła do stóp Hawrata. Dziś, błądzić sama nie chce.
Buntuje się, łka, szaleje — wstrząca nędznem, wycieńczonem ciałem tej kobiety, która nie potrafiła ochronić jej od zawodu i nie umiała tak przykuć do siebie tego człowieka, iżby odejść od niej nie był w stanie. Mogła to uczynić, mogła, posiadając przewagę nad jego duszą, tak jak on posiadł przewagę nad jej duchową istotą. Była ta chwila. Mogła ją wyzyskać. Nie uczyniła tego.
Życie swoje strawiła na błahostkach, upiększając swe ciało. Nie upiększyła niczem ducha. Był piękny i wrażliwy sam przez się. Lecz był słaby. Nie wzmocniła go. Pozostał dziecięcy.
I oto dlaczego dziś pozostała sama i wije się bezsilna, szarpana szponami nastraszniejszego cierpienia.
I oto dlaczego nie tylko ona, oczyma ciała, ale wszystko w niej, a najwięcej jej dusza, łka, kona i płacze.