Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/225

Ta strona została skorygowana.

głowę, drugi utrzyma się trochę na powierzchni i utonie również wśród rozkrzyczanych głosów pieśni, wołań, płaczu i jęków, z których się składa istnienie...
Zdawała się znów nie słuchać, nie rozumieć. Patrzyła przed siebie ponuro, otulona szczelnie w szary płaszcz. Zasunięta w wysoki, szaro lakierowany fotel, tworzący poza nią rodzaj niszy, miała pozór szarego, kamiennego anioła, czuwającego u wrót grobowca.
Popiół zgryzoty przysypał bladość jej twarzy i zmiótł barwę ust. Oczy tylko ciemniały jak dwa onyksy wśród długich rzęs.
— Tak... wyrzekła przez zęby — utonie, lecz choć chwilę był na powierzchni.
— Każdy w życiu ma taką chwilę — odparł Weryho.
— Och! lepiej jej nie mieć...
— Dlaczego, nie mielibyśmy wtedy rozkoszy wspomnień. Wzrok jego mimowoli zabłądził we framugę okna, w której ona poddała swą nieruchomą twarz jego delikatnej pieszczocie.
— Wspomnienia — nazywasz rozkoszą?...
Zapytanie to rzuciła gorzko ze śmiechem bolesnym.
Lecz on odparł, ożywiając się nagle:
— Tak... można stworzyć sobie cały świat i żyć wśród nich jak wśród kwiatów. Dowolnie rozchylać zasłony, wyprowadzać na światło ten lub ów kwiat jakiejś ukochanej chwili... słowem przeżywać tysiąc razy to, co stanowiło czar naszego życia. Czyż to nie rozkosz prawdziwa?
Lecz ona potrząsnęła chmurnie głową.
— Nie — wspomnienia bolą. Przeżywa się wtedy po sto razy większy ból. Na niezabliźnione rany leje się gorący ołów...
— Dlaczego wspominać złe chwile? Należy wspominać piękne i dobre...
— Co?... Czyż nie wiesz najwyższej prawdy, jaką zawierają słowa „nic tak nie boli, jak chwile szczęścia wspominać w niedoli.“
— Rimini... Dante...
— Tak... piekło i ból piekielny...
— W tem filozofja życia. Wybierać nawet w ogrodzie wspomnień same piękne i wonne kwiaty.
Wzruszyła nieznacznie ramionami.
— Filozofja życia — dobra dla takich, jak ty ludzi, którzy nic nie czują, nie kochają i niczego nie pragną.
Nie odpowiedział odrazu, tak jakby chciał, aby ten zarzut dobrze wypełnił przestrzeń i zarysował się przed jej oczami...
Wreszcie — powstał i ujął jej rękę.
— Odchodzę... jutro powrócę.
Bezwiednie prawie zatrzymała swą rękę w jego dłoni.

— Powrócisz?[1]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Brakującą linijkę tekstu uzupełniono na podstawie wydania z 1903 r.