— coś, co mogło wyprowadzić ich oboje z ogólnego świata i dać im ich własny światek, zamieszkały tylko przez nich moralnie i fizycznie.
— Tak — wyrzekł, siadając — teraz nam będzie lepiej rozmawiać. Nie jestem stworzony do szerokich przestrzeni. Nad morzem szukałem zawsze skał, grot, w których mógłbym poprostu zamknąć przed sobą pewną ścianę i powiedzieć myśli: „możesz mieszkać w tym małym domku“.
Helena nie mówiła nic, śledziła go tylko z pod oka.
Doznała napozór pewnego zawodu. Uspokojenie, które sądziła, iż spadnie na nią jak deszcz kwiatów akacji, nie przychodziło. Przeciwnie, — ta mała przestrzeń, to odcinanie się od świata przypomniało jej Wenecję — słomianą chatkę, kąpiel z róż i pocałunki Hawrata, składane w muszlach jej rąk.
Przymknęła oczy, zagryzła do krwi usta i to, czego się lękała najwięcej, to jest płacz w obecności Weryhy — przyszedł na nią straszny i nieubłagany.
Nie mogła powstrzymać łez. Siedziała wsunięta w niszę fotelu, drżała w fałdach swego płaszcza, z twarzą posypaną popiołem cierpienia, z ranami ócz spłakanych, z których płynęły teraz strugi łez.
Weryho zdawał się być przygotowany na ten objaw i pozwolił Helenie płakać długo, jak gdyby czekał, że ze łzami spłynie jej ból największy.
Wreszcie ujął jej wychudłą i jakby wystygłą dłoń.
Ona, nie otwierając oczu, wyszeptała:
— Przepraszam...
Lecz on odparł natychmiast:
— Owszem, wolę to!
I znów zapanowała cisza, wreszcie on mówić zaczął. Nie mówić, ale raczej szeptać, jak szepcze się przy łożu kogoś, kto leży, walcząc między życiem a śmiercią.
— Wiem... pani ma jakieś ciężkie, straszne chwile. Co? O tem nie chcę wiedzieć, dopóki dusza twoja sama nie otworzy się przedemną. Skoro uznasz mnie godnym, zaprowadź mnie do twego grobu. Nie spłoszę ci twego smutku, nie wyrwę ci z serca rozkoszy twego bólu.
Z po za łez spojrzała na niego zdumiona.
— Rozkoszy bólu?... Czy dobrze słyszałam, rozkoszy bólu?
— Tak! Wczoraj mówiłem o rozkoszach wspomnień. Dziś chcę z panią pomówić o rozkoszy bólu...
Lecz ona uczuła się zbuntowaną.
— Rozkosze wspomnień... na to się zgodzić mogę warunkowo. Lecz nie mów nic o rozkoszach bólu!... Bo to zakrawa na zbyt wielkie szyderstwo, na krwawą ironię...
Słowa jej płynęły z ust lawiną, nagle wezbrałą w jej
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/230
Ta strona została skorygowana.