— Nie znasz, co jest nieszczęście, dlatego mówisz tak do mnie.
Na delikatnych ustach Weryhy wykwitł smutny, trochę ironiczny uśmiech.
— Skąd pani wiedzieć o tem możesz?
— Wiem — patrząc na twój spokój. Człowiek nieszczęśliwy nie może być tak spokojnym.
— Przeciwnie. Tylko człowiek nieszczęśliwy może być tak spokojnym.
Zdania ich skrzyżowały się i nastąpiło milczenie. Z oczów Heleny przestały płynąć łzy. Oczy jej natomiast zapłonęły jakimś gorączkowym blaskiem.
— Widzi pani — podjął znów Weryho — ja z nieszczęścia i cierpienia mojego wyciągnąłem tylko samą essencję melancholji i tę w duszę moją wchłonąłem. To, co ludzie mają za moją powolność wrodzoną, za brak temperamentu, to jest ciężko i boleśnie nabyty spokój, ten, jaki panuje za cmentarną bramą.
Helena zapomniała na chwilę o swojem cierpieniu. Wpatrzyła się w twarz Weryhy i cichym głosem spytała:
Ty... ty cierpiałeś?
— Tak, I... zdaje mi się z tego, co i pani powodu.
Helena niespokojnie poruszyła się na fotelu.
— Nie, nie... to zupełnie co innego.
— Daruj pani, to zawsze jedno.
— Więc.
— To... miłość.
— A!...
Słowo to napozór banalne i tak fatalnie zużyte, padło w tym półszepcie dziwnie, jakby ktoś nazwał głośno po imieniu umarłego, o kim już nikt w domu nie mówi, lecz każdy myśli. Uczuł to widocznie Weryho, bo natychmiast dodał, jakby się tłumacząc:
— Daruj mi pani, że musiałem użyć tego słowa. Nie określa ono ani w setnej części tego uczucia, które dla pani i dla mnie było w życiu katastrofą. Ludzkość jednak nie pomyślała, aby wynaleść inny, szlachetniejszy wyraz dla określenia miłości.
— Kochałeś... byłeś nieszczęśliwy?
Spojrzał na nią, jakby się wahał, a dostrzegłszy, że zdawała się zapominać o swoim bólu, ciekawa i żądna analizy innych uczuć, z odcieniem szczerego smutku składał niejako jej na ofiarę wspomnienia uczucia, które przetworzyło go tak silnie i niezachwianie.
— Kochałem... — wyrzekł cicho i jakby warząc każde słowo. — Czy pani sądzi, że ja umiem kochać tylko martwe piękno sztuki. Kochałem dziewczynę... ot... przeciętną. Kochałem ją dla linji jej smukłego ciała, dla karnacji jej twa-
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/232
Ta strona została skorygowana.