Lecz mała dziewczynka, widząc, iż Helena zbudziła się i na nią patrzy — posunęła się parę kroków i srebrnym głosikiem wydzwoniła:
— Dzień dobry tobie!
I równocześnie podniosła wysoko chryzantemy tak, że przez chwilkę widać było tylko czubek jej złotej główki przez masę kwiecia.
Helenie się zdawało, że owe japońskie ptaszki zaświergotały nagle wśród tej masy złocieni.
Oczarowana pochyliła się i odbierając od dziecka kwiaty, spytała:
— Jak się nazywasz?
— Lala.
— Czyjaś ty?
— Tatusina!
Dziecko patrzyło teraz wprost w twarz Heleny i modre jego źrenice, zasłonięte przedwczesnym wyrazem melancholji i smutku, rozjaśniły przed Heleną zagadkę, kim jest owe dziecko.
— To córka Weryhy!
I znów pochylona ku dziecku, spytała.
— Kto cię tu przyprowadził?
— Tatuś! — Kazał dać ci te kwiaty i powiedzieć, że Lala.. że Lala...
Usiłowała sobie przypomnieć, wreszcie ze zmartwioną minką dodała, rozkładając rączkami.
— Zapomniałam.
Helena siedziała ciągle oczarowana i zachwycona. — To dziecko o smutnych oczach i różanej karnacji ciała, zjawiające się wczesnym rankiem przy jej łóżku, zdawało się do reszty płoszyć jakiekolwiek złe i nieszlachetne myśli, które do niedawna jak wampiry pełzały ku niej o świcie.
Spojrzała w okno.
Lampa Weryhy nie płonęła, okno jego nawet zdawało się być zasłonięte ciemną firanką, lecz ten człowiek zrobił dla niej więcej.
Oto przysłał jej i postawił na straży jej duszy najczystszy twór po kwiatach, najczystszy i najpiękniejszy, bo kilkoletnie dziecko, piękne całą Pięknością, na jaką zdobyć się może istota ludzka w swem fizycznem i duchowem objawieniu.
— Tatuś powiedział — mówiła biała dziewczynka — że Lala będzie do ciebie codzień przychodzić...
— Codzień!...
Błoga radość napełniła serce Heleny.
Wyciąga ręce i delikatnie, ostrożnie podejmuje malutką z ziemi i sadza ją na łóżku.
Dziewczynka z ufnością, z prostotą dobrze chowanego dziecka garnie się do Heleny i odsuwa rączkami opadające pasma włosów na czoło kobiety:
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/248
Ta strona została skorygowana.