— Rozburzonaś — mówi z niezrównaną intonacją w głosie — uczesz się... wstań!...
Helena całuje te drobne, pulchne łapki. Do oczu jej cisną się łzy.
Spaczone życie młodej żony zbyt starego męża, bezdzietnej kobiety, samotnej i znękanej, ujawnia się całe w rozrzewnieniu, jakie przepełnia jej serce.
Lala nagle podnosi wysoko maluchną nóżkę i mówi rozkazującym tonem:
— Zawiąż hywićek!..
I Helena zawiązuje ten biały „hywićek“ — malutki i cacany, jakby trzewiczek lalki lub zaczarowanej królewny.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Od tej chwili co rano Lala zjawia się u łóżka Heleny. — Co rano przynosi jej trochę chryzantemów białych, czystych, śnieżnych i woła srebrnym głosem:
— Dzień dobry tobie!
Helena tak przywykła do tego głosiku i rannego powitania, iż nie otwiera oczów, zanim nie posłyszy tupotu małych nóżek i owego „dzień dobry — tobie“ — wykrzyczanego czasem z pewną nerwową niecierpliwością, czasem znów wyszeptanego jakby lękliwie.
Lala pozostaje u Heleny całe rano, je z nią obiad i około czwartej przychodzi służąca, która dziecko ze sobą zabiera. — O piątej zjawia się Weryho, który wychodzi późnym zmrokiem, a wtedy Helena udaje się do swojej sypialni i z książką w ręku spędza samotnie resztę wieczoru. — Od czasu do czasu spogląda w okno Weryhy i widzi tam ową zapaloną lampę, która śle ku niej swe dobroczynne, opiekuńcze światło.
Otoczona więc jest jak kręgiem kwiatów, tak ciągłym wpływem Weryhy. — Jego dziecko głównie przyczynia się do pogodzenia jej z życiem. Weryho nigdy nie zjawia się razem z dzieckiem. Jest w tem jakaś bardzo piękna i subtelna dyskrecja, tak jak wtedy, gdy usunął się po owym pocałunku, złożonym na ręku Heleny.
To sam na sam kobiety i dziecka, to zetknięcie się duszy zbolałej i zdręczonej fatalizmem życiowym z czystym i niewinnym duchem dziecka — nie powinno mieć świadków, gdyż inaczej straciłoby na uroku i czar, wypływający z tego kontaktu, mógłby stracić swoje dobroczynne skutki. — Weryho to czuje i dlatego nigdy nie staje pomiędzy Heleną i swą córką. — Nawet nie mówią ze sobą o chwilach spędzanych przez Lalę w mieszkaniu Heleny, nie mówią tak samo, jak milczą o losie chryzantemów, codzień rano przez nią przynoszonych. — Dziecko się zjawia jak promień słońca,