jak pęk kwiecia, z rączkami pełnemi kwiatów i duszyczką pełną źródeł krystalicznych, czystych pociech.
Pociechę tę i piękno piła Helena spragnioną duszą.
Weryho śledził już tylko objawy i to, co przetrawione w duszy Heleny, uzewnętrzniało się w jej postępowaniu.
Postępy były ogromne.
Helena piękniała z dniem każdym, piękniała moralnie i fizycznie.
Raz jeden wszedłszy na ową ścieżkę udoskonalenia się przez ból, oddała się tej pracy z całą siłą, na jaką się zdobyć mogła...
I niewiele wysiłku potrzebowała zużywać, bo ta fala, podnosząca ją na wyżyny, sama ku niej się garnęła i odcinała ją niejako od dawnego świata.
— Artystyczne struny jej duszy zaczynały już dźwięczeć chwilami w jej gestach, jej myślach, jej słowach.
Lecz to nie była ona, to nie była powrotna fala jej dawnej istoty. Nic tu nie wracało, lecz wszystko zdawało się nowe, choć jakąś mistyczną nicią z poprzednią egzystencją złączone. Mistyczna nić ta jednak była tak tajemniczo ukryta, iż Helena musiała całą siłą wniknąć w siebie, aby ją wyczuć wśród chaosu innych wrażeń, z których się jej nowe „ja“ — tworzyło. Tak jest — powstało z chaosu i Helena z radosnym podziwem była świadkiem narodzin i rozwoju swej innej duszy, spokojnej, o zarysach posągowych, która coraz jaśniej się tłumaczyła i coraz lepiej zapowiadała.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Lecz siła tego spokoju chwilami przerażała Helenę. — Lękać się zaczęła, aby jej duch nie zaczął przedstawiać się przed nią tak, jak obecnie uosabiała sobie Hawrata i jego żonę. Dwa milczące głazy kamienne, nie zdolne wzbudzić w niej ani tęsknoty, ani zazdrości. Dwa nie istniejące w rzeczywistości sarkofagi — bez źrenic, bez ducha, oplecione pajęczyną niebytu. Czy i ona miała stać się takim kamiennym sarkofagiem, stojącym naprzeciw nich bez czucia, z zanikiem nawet bolesnych wrażeń?
Zwierzyła się z tem przed Weryhą, któremu teraz postanowiła mówić o wszystkiem, co się w jej duszy dziać mogło.
— To źle — powiedział po chwili namysłu — najstraszniejszą jest skamieniałość ducha — strzeż się pani tego!...
— Co mam czynić?
— Poddaj się czarowi Lali — stań się taką czystą, jasną duszyczką, wrażliwą na świeżość i poznane piękno.
— Trudno... przeszłam tyle.
— Każ sobie zapomnieć, co przeszłaś. — Nawet na czas jakiś odłóż ten sznur pereł — wspomnień, który zbierasz