wśród grobów. Żyj życiem dziecka i kształć swą duszę tylko pośpiesznem tempem, olbrzymiemi kroki. W świeżości swej nabierzesz siły i oprzesz się wtedy owej kamiennej martwocie, która może być twą zgubą.
Z całą siłą woli Helena rzuciła się za tą wskazówką. — Zeszła z dzieckiem w krainy baśni i legend, w świat zaczarowany naiwnych złudzeń i szczebiotów. — Dobroczynne wróżki, błękitne ptaki, śpiące w szklanych trumnach królewne rozwielmożniały się w tym światku, w pałacach z cukru i marcepanów. A przytem tkliwość dla nędzy, zachwyt nad łatwą melodją katarynki, ekstaza wobec dawno w szafie zapomnianej szopki i czarujące chwytanie tęczy na różowem tle ręki.
— Ładna Lala!... uwielbiała siebie samą jasnowłosa miniaturka, nie spętana jeszcze tem, iż samouwielbienie jest rzeczą karygodną.
Ta mała poganka odrzucająca formy, dzikie stworzonko, pogardzające widelcem i kłamstwem — przez jakiś czas pociągała za sobą duszę Heleny w swobodę, w jakiej żyła. Lecz moc długoletnich nałogów brała górę. — Co więcej, Helena nie mogła powstrzymać się od wszczepiania w małą zasad „dobrego wychowania“.
Dziecko często siedziało chmurne, jak kwiat skrępowany i przywiązany do pręta. Jakieś nieporozumienie zaczęło występować pomiędzy temi dwiema „kobietami“. — Dusza prymitywna, dusza Ewy błądzącej jedynie w kaskadzie swych złotych włosów, ścierała się ciągle z duszą tej Ewy, którą raniły fiszbiny gorsetu i płaskość światowego układu, który ludzie w egoizmie swoim zawierali ze sobą.
— Lalu... nie można...
Często bezwiednie takie słowa wyrywają się na usta Heleny.
— Dlaczego? — pyta srebrny głosik.
— Bo... nie można!
Dziecku wygodniej jeść paluszkami — lecz układ światowy każe jeść widelcem. I śliczne małe serduszko urażone, dotknięte, smutne, cofa się, zamyka.
Helena czuje drobiazgowość przyczyn, które wywołują tak przygnębiające zjawisko, jak „smutne dziecko“, lecz powstrzymać się nie może.
I znów „nie wolno“ — i znów usta w podkówkę — rączki zaciśnięte w piąstki.
Wreszcie Helena zwraca się do Weryhy.
— Chcę!... Nie potrafię się nagiąć do poziomu Lali... Zamiast odżywać jej życiem, dręczę ją mimowoli tem, co we mnie wszczepiono...
Weryho zastanowił się chwilę.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/251
Ta strona została skorygowana.