Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

Serce jej biło nadzwyczaj słabo i nierówno. Myśli wirowały i zdawały się kłębić, jak gnane wichrem liście. Długa chwila minęła, zanim z tego chaosu Helena zdołała coś uporządkować.
Wreszcie wypadki dnia wczorajszego zaczęły zjawiać się przed nią i nagle uprzytomniła sobie wszystko.
Przypomniała sobie, że obecność Lali miała zwiastować jej decyzję Weryhy.
Porwała się z pościeli i spojrzała dokoła.
Lali nie było.
Ta pustka koło jej łóżka była tak wymowna, że Helena odrazu zrozumiała wszystko.
Weryho ją kochał i odszedł z jej życia, uprowadzając dziecko.
Zwyczajem kobiet, chciała się jeszcze łudzić.
Zadzwoniła.
Weszła służąca.
Helena możliwie spokojnym głosem zapytała o godzinę.
Dziewczyna odpowiedziała jej, że jest już dwunasta.
Helena po chwili, jakby od niechcenia, rzuciła pytanie, czy nie przyprowadzono dziecka.
— Nie, proszę pani — odparła pokojówka — a nawet pan Weryho dziś rano się wyprowadził.
— Jakto?
— Tak... O godzinie ósmej, kiedy pani spała, pan Weryho sprowadził posłańców, którzy jego rzeczy na wózki zabrali. A tu list do wielmożnej pani.
Podała jej kopertę, której format przypomniał listy Weryhy, przysyłane do Reichanhall.
Wzięła list i zbielałemi usty wyszeptała:
— Dobrze, odejdź!
Siedziała z tym listem długą chwilę, nie mogąc zdecydować się otworzyć go.
Znów list. I znów zwiastun nieszczęścia i osamotnienia.
Wreszcie otworzyła kopertę: W krótkich, prostych słowach Weryho wyznawał jej swą miłość i zawiadamiał, że odchodzi z jej życia wraz z dzieckiem. „Kochałem już raz, nie będąc wzajemnie kochany, męczyłem się bardzo. Nie mam sił przechodzić po raz wtóry podobnej męczarni, a to jeszcze byłoby straszniejsze...“
Helena zasłoniła oczy i długo tak siedziała nieruchoma.
Powróciła więc do tego punktu, na którym stała w pierwszych chwilach swego powrotu do Lwowa.
Ów spokój, poszukiwanie piękna w cierpieniu, stopniowe uszlachetnienie swej boleści, to było wszystko tylko wynikiem suggestji i wpływu, jaki Weryho na nią wywierał. Gdy on zniknął z jej życia, dawne usposobienie wracało