W kącie, przed ławą dziennikarzy przysiadł siwy chłop w sukmanie. Oczy krwawe sączyły dwie strugi łez.
Był to ojciec mordercy.
Wpatrzony w swe dziecko, szeptał ciągle:
— Fedku, Fedku, szczo ty zrobyw!
Hawrat mówił, mówił gorąco, chwilami tak szybko, jak huragan, to znów jakby ważył każde słowo na szali.
I wtedy w sercach słuchających powstawał niepokój i coś jak wielkie miłosierdzie, jak jasność niezwykłej miłości i przebaczenia, przebiegało salę.
Hawrat na jaw, na dzień jasny wyprowadził to skurczone pół-zwierzę, splamione krwią, i dzieckiem go przed oczy sędziów wywłóczył.
Z ciemni mogilnej wstawała matka alkoholiczka, rodzeństwo epileptyczne, on sam pół-kretyn, zwiędły w wiośnie życia kwiat, zmieniony w mordercę pod tchnieniem nędzy miejskiej i alkoholu.
Wielki, wspaniały dech przeleciał salę i targnął ludzkiemi duszami.
Sądzić miano tego, który stał tu bez winy — winny i do którego wyciągnął z krzyża ręce Ten, który jest Sędzią Najwyższym.
Przebaczcie mu, albowiem nie wiedział, co czynił!
Helena, oparta o środkową ławkę, stała wpatrzona w Karola, którego widziała, ale poznawała z trudnością.
Ten człowiek, wyniesiony swem posłannictwem nad innych, ten człowiek, który w tej chwili stawał jak wał ochronny przed jeszcze żywym, broniąc go, aby nie stał się trupem, ten człowiek, który roztrząsał sumienia tych, którzy za chwilkę mogli wydać wyrok śmierci — byłże to ten sam Karol, który na Lido zarzucał ją różami, a w Lucernie szalał w ekstazie miłosnej, wyciskając jej krwawe piętna na ręce?
Co miał wspólnego z tamtym rozkochanym i wysubtelnionym w miłości ten silny i potężny mówca, walczący o życie człowieka, walczący stokroć potężniejszą niż oręż bronią, bo myślą własną, krzykiem swego ducha, silnego poczuciem sprawiedliwości i miłości bliźniego.
W rękach swych, wyciągniętych ku ławie przysięgłych, Hawrat zdawał się trzymać duszę Fedka i niejako odpowiadać za nią. Od niego, od jego słów, od gorącego przekonania jego ducha zależało rozbudzenie sprawiedliwości tych kilkunastu ludzi.
Za parę godzin może padnie słowo: „na śmierć przez powieszenie“ — może jednak Hawrat zatrzymać je w powietrzu i od głowy Fedka odwrócić, ocalić mu życie.
Helena patrzy na Hawrata i nagła, szalona gorycz przepełnia jej duszę.
— Jak on się troszczy o tego zbrodniarza, jak bardzo
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/265
Ta strona została skorygowana.