mu chodzi o to, aby on nie umarł! Pot spływa mu z czoła, oczy błyszczą fosforycznym blaskiem, usta drżą, głos chwilami łamie się ze wzruszenia.
A ona? A o jej życie czy troszczy się ten człowiek? Wytęża wszystkie siły, aby odwrócić wyrok śmierci z nad głowy Fedka, a wyrok śmierci na nią wydał tam w Lucernie i oddał go jej sam do ręki.
Zaczyna w tej krótkiej chwili rozumieć i pojmować wiele. To, co się nazywa miłością dla społeczeństwa, nie musi mieć nic wspólnego z miłością dla jednostki. Fedko przedstawia dla Hawrata społeczeństwo, ona zaś jednostkę. Hawrat kocha „ogół“, kocha go tak gorąco, iż głos jego jak huragan, wstrząsa duszami wszystkich... lecz względem niej okazał się zły, marny i nieludzki...
Helena wytęża wszystkie siły, aby to pojęcie utrwalić w sobie. Powoli zaczyna przychodzić do pewnej równowagi. Karol wydaje się jej coraz straszniejszy, coraz okrutniejszy. Dokoła wszyscy przejęci podziwem dla jego humanitarnych zasad, dla jego nadzwyczajnych pojęć o szlachetnej sprawiedliwości, rozgrzewają się i rozrzewniają pod wpływem jego słów.
W duszy Heleny przeciwnie — odbywa się dziwny, dla niej tylko zrozumiały proces. Karol na tej wyżynie idealnej — przenika ją chłodem i bolesnem odrętwieniem. Dualizm jego postaci staje przed nią jasny i nieubłagalny. Gdy on woła „sprawiedliwości — a jeśli już nie sprawiedliwości to „miłosierdzia“ — ona zaciska zęby, aby nie wybuchnąć ironicznym, strasznym śmiechem.
On woła... miłosierdzia.
Gorąco panujące na sali jest straszne. Atmosfera zdaje się przeładowana elektrycznością. Jakieś tajemnicze prądy przebiegają przestrzeń.
Na nich zawisają słowa Hawrata. Mówi teraz o dziedziczności, mówi o fatalizmie, jaki zawisł nad głową tego nieszczęśliwego.
— Gdyby on miał tę równowagę ducha, jaką mam ja, jaką macie wy wszyscy i popełnił zbrodnię — mielibyście prawo zupełnie powiedzieć „winien“...
Helena oddychała ciężko. Uczepiła się ławki, ledwo ustać jest w stanie. To straszne, te jego słowa. Gdyby Fedko miał tę równowagę, którą ma Hawrat i popełnił zbrodnię, byłby winien... śmierci.
A przecież Hawrat popełnił taką zbrodnię z całą równowagą — i żyje! i żyć będzie — i nikt nie wyda na niego wyroku śmierci, przeciwnie — życie jego płynie normalnym szlakiem, bo oto jest przed Heleną zdrów, pełen siły, o jasnej, pogodnej cerze, oczach pełnych blasku, bynajmniej nie udręczony przebytą katastrofą.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/266
Ta strona została skorygowana.