Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

i wprawiał w dziwne uczucie. Był to stan jakiegoś podniecenia, jakieś zdenerwowanie bolesne, a zarazem rozkoszne. — Czuła, że ku niej wśród tych oparów nocnych płynie uwielbienie i pożądanie mężczyzn. — Dawne, spokojne uczucie piękna — wspomnienie Weryhy nikło, rozpływało się w mgłę. — Kobieta przeciętna występowała w całej pełni i tryumfowała w potędze swej płci i urody. — To, za czem biegła po świecie, to jest miłość, była tuż obok niej, ona wrażliwą swą naturą kobiety spragnionej, bądź co bądź, miłości, wyczuwała to pragnienie jej całej, jaką mieć musieli obaj znajdujący się w jej pobliżu mężczyźni.
I powoli, pod wpływem tej niepokojącej myśli, wyprostowała się w swych białych szatach, które teraz nie przybierały już linij szat kamiennych dziewic, strzegących wejścia wpół rozpadłych w proch kaplic. — Jej sylwetka zarysowała się inaczej — zupełnie moderne — głowa miała przyzywający, bezwiedny ruch wabiącej gołębicy.
I choć barwa seledynu ciemniała powoli — tak, że rysy Heleny ginęły w pomroce, Helena przygryzała usilnie usta, chcąc, aby wargi jej wydały się bardziej czerwone, niż były w rzeczywistości.
I cała ona pod wpływem męskich spojrzeń zmieniała się...
Kobieta kłamała.