doznaje się wrażeń. On pisze, iż to jest tylko zaspokojenie ciekawości,.. A zresztą! Takie dyssertacje estetyczne w liście... O pocałunku ani wzmianki. Coś tam o rysie, o tafli jeziora, ale dlaczego tak szczerze i otwarcie nie pisze, jak ona to uczyniła...
Schowała list do teczki, zdjęła kapelusz i powoli zaczęła się rozbierać.
Lepiej nawet — myśli, zdejmując suknię — lepiej, że nie wspomina nic o pocałunku. Czułaby się związana czemś, skrępowana. Wszak była tak naiwna, iż w liście swoim napisała najwyraźniej „taki pocałunek łączy...“ Ot, trochę seledynowej mgły, jakaś chwila egzaltacji, marzenie o jaspisowej kolumnadzie własnego świata i szaleństwo spełnione. Najlepiej na ten list Weryhy nie odpowiadać... Trzeba być wolną... na wszelki wypadek.
Na wszelki wypadek?
Powoli wzruszyła ramionami. Co jej się roi? Ten Francuz, nieznany jeszcze przed kilkoma godzinami? Dlaczego? Los bywa rozmaity. Kto wiedzieć może, co jej właśnie przeznaczono. Czy Lwów ma być wiecznie jej siedliskiem, czy nigdy nie wyfrunie na szerszą arenę? Czy nie jest dość piękną, dość elegancką, ażeby mogła w jakimś światowym salonie reprezentować żonę jakiegoś dyplomaty, jakiejś„figury“, kogoś, stojącego na świeczniku społeczeństwa.
Wszak Durantin, gdy wracali z Chiemsee, powiedział jej wiele znaczące słowa. Ona, śmiejąc się, starała przygotować go do swego skromnego społecznego stanowiska.
— Och! Jestem tylko zwykłą mieszczanką — powiedziała z udaną swobodą — nie mam żadnych tytułów, pochodzenie moje bardzo skromne.
— Jesteś pani piękną kobietą — odparł rycersko pan Durantin — to są twoje tytuły i dowody rodowe.