starają się o rękę kobiety. Najwyraźniej Durantin zaznaczał się jako konkurent i to zupełnie poważny.
Helena czuła zawrót głowy. Tego nie spodziewała się zupełnie. Na samym wstępie spotkać pretendenta na męża... Zaczynała teraz powoli rezygnować ze swego pragnienia miłosnych, gwałtownych wrażeń. Partja ta przedstawiała się jej sama przez się niepospolicie i wyrywała ją z nudnego otoczenia lwowskiego. Rzym! Włochy! Mąż na stanowisku świetnem, imponującem. Przytem — Francuz, egzotyczne uczucie — coś, co działa na nerwy i podnieca ciekawość. Lecz należało wyświetlić sytuację. Może on przypuszczał, iż ona posiada więcej niż ma w istocie.
Pewnego więc wieczoru, chodząc po parku Axelmansteinu — Helena opowiada mu stan swych interesów, opowiada dokładnie wartość kamienicy i ileby można osiągnąć, gdyby... gdyby przyszło ją sprzedać.
Lecz on przerywa jej żywo.
— Poco sprzedawać! Jeśli się dobrze rentuje, nie powinna pani sprzedawać, to najlepsze ulokowanie pieniędzy.
— Tak... ale...
Zresztą Durantin bardzo szybko zmienia temat rozmowy. Widocznie pieniądze go nie interesują, ma sam bardzo ładną pensję i dochody. Tego wieczoru po raz pierwszy bierze rękę Heleny i z delikatną, lekką pieszczotą całuje każdy jej palec jeden po drugim. Ona stara się usunąć rękę, ale czyni to nie szczerze, boć doznaje wielkiej przyjemności w tych pocałunkach cynicznych z całą umiejętnością i rutyną znającego się na rzeczy mężczyzny.
W tej chwili z cienistych krzaków wysuwa się rosła postać Edwina Lipszyca, kupca z Turynu.
Przechodząc, obrzuca złowrogiem spojrzeniem Helenę i Francuza, poczem niknie w oddali.
Durantin śmiać się zaczyna.
— Uprzedziłem go! — szepcze wesoło.
Helena uczuwa zdziwienie. Uprzedził go? W czem? Czy on przypuszcza, że ona poszłaby za jakiegoś kupca z Turynu?
Durantin widocznie odczuwa, co się w niej dzieje, gdyż dodaje trochę sentymentalnie:
— Och! Ruy Blas był lokajem, a kochał się w królowej...
To Helenę uspokaja. Wyprostowuje się i stara się przybrać chód królewski. Durantin sięga znów po jej rękę.
— Cudowną masz pani rękę — szepcze wśród pocałunków.
Mimo jednak tego zbliżenia, tego ciągłego przebywania ze sobą, Helena czuje, iż pomiędzy nią a Durantinem niema nic wspólnego. Gdy się wyczerpie repertuar watykański i przegląd strojów kuracjuszek, pozostaje jakaś pustka, którą
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/50
Ta strona została skorygowana.