napróżno Helena próbuje zapełnić. Zdziwiło ją niezmiernie powiedzenie Durantina:
— Pani jesteś najinteligentniejszą kobietą, jaką w życiu spotkałem.
Wiedziała, że umysł miała dość rozwinięty, czytała wiele. Weryho także nie mało przyczynił się do rozjaśnienia jej pojęć — lecz być „najinteligentniejszą kobietą“, jaką ten dyplomata spotkał? — to zdawało się jej trochę dziwne.
— I zapytuję się siebie — ciągnął dalej Durantin — po co pani tyle wiedzy?
— Jakto? wszak u nas od kobiet wymagają mężczyźni inteligencji.
— Och! Ja mam inne pod tym względem pojęcia. Dla mnie wystarcza w kobiecie piękność.
— Ależ — głupia żona, choćby była najpiękniejsza, tylko ujmę przynosi.
— Nawet żonie wystarcza tylko uroda!
Helena zamilkła, lecz zrobiło się jej jakoś dziwnie, niejasno.
Uczuła, iż przy boku tego człowieka odegrywa rolę tylko kształtnego manekina. Gdy uroda jej zniknie — przestanie istnieć dla niego.
To dziwne
Druga rzecz dziwną także jej się wydawać zaczynała. Oto — Durantin nie złożył jej wizyty.
Jakkolwiek mieszkała tylko w hotelu, ale zdawało się jej, że niejako jego obowiązkiem było zostawić u niej choćby bilet. Zaczęła przypuszczać, że Durantin czeka na zaproszenie z jej strony. Może tak kazały zwyczaje francuskie. I postanowiła przełamać lody.
Wieczorem, siedząc przy stoliku na werandzie przed szklankami oranżady, Helena i Durantin milczeli. Zdawać się mogło, iż słuchają śpiewu Tyrolek, ukrytych wśród krzaków, lecz z pewnością tak nie było. On od czasu do czasu, obrzucał okiem znawcy jej czarną, gazową suknię, z pod której przebijały się srebrno-szare fałdy jedwabnej podszewki. Olbrzymie boa gazowe — przetykane różami z popielatych aksamitek, otaczało jej szyję i wiło się aż ku ziemi, służąc za rodzaj puszystego tła kształtnej główce, okrytej dużym, czarnym kapeluszem, formy Louis XVI z wielkiemi, cienistemi skrzydły.
Długi oksydowany łańcuszek — przetykany opalami — zwieszał się z jej szyi, zakończony ślicznym, starym flakonikiem cennie wyżłobionym w kawałku górskiego kryształu i opasanym siateczką z srebra weneckiej roboty. Łańcuszek ten okręciła Helena na palcu, a założywszy łokieć o poręcz krzesła, siedziała tak śliczna, cała jak cacko, jak prawdziwa
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/51
Ta strona została skorygowana.