Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/58

Ta strona została skorygowana.



X.

— Jurku!
Nie odpowiadałam ci na twój list, nie odpowiedziałam i nie żałuj tego. To co ci odpowiedzieć mogła ta Helena z dni ostatnich, może pozostać dla mnie nie istniejące. To jedno ci powiem. Za wysoko mnie stawiasz, stawiając na równi z sobą. Chcesz mnie koniecznie zaprowadzić pomiędzy alabastrowe kolumny twych świątyń a zapominasz, że masz do czynienia z przeciętną kobietą, która tylko „chwilami“ rwie się ku twoim wyżynom. Skrzydeł używać nie umiem, a ty koniecznie wmawiasz we mnie skrzydła. Ja ci więcej powiem, ja tobie wydaję się jak łabędź płynący po tej tafli jeziora, na które patrzysz i na której, czekasz, że kierunek mego płynięcia zakreśli harmonijne girlandy, nabijane srebrem poezyi. I wydaję ci się łabędziem dumnym, pysznym, sennym, pełnym wdzięku. Tymczasem, gdy łabędź opuści tafle „twego“ jeziora, wychodzi na błotnisty brzeg i często skrzydła swe wlecze po kałuży. Tak, tak jest. Ja wlokę skrzydła swe po kałuży, to jest imitację skrzydeł, bo one mi do niczego nie służą. Jest jednak we mnie chwilami jakaś druga kobieta, a właściwie istota. Jest coś bardzo duchowego, pięknego, eterycznego, coś takiego, jak „Ty“ zawsze jesteś. Ja tu czuję, przemieniam się w taką inną, przemieniam zwykle przed tą chwilą, gdy czuję potem taki straszny lęk, takie zamieranie pamięci i życia w swem ciele. „Tamto“ zwykle poprzedza „to“ właśnie. Chciałam o tem mówić doktorowi. Ale on mnie nie zrozumie. Lękam się, że nazwie mnie histeryczką. Ty wiesz, boś nieraz był przytem, gdy oblana zimnyn potem chwytałam cię za rękę, mówiąc „boję się“. Ale przedtem, Jurku, przedtem, ja byłam chwilę inną, ja byłam właśnie taką błądzącą wśród twoich świątyń. Nic mnie z ziemią nie wiązało. Szłam sama po nieznanej krainie i byłam wtedy nie kobietą, lecz istotą zupełnie odrębną, zdolną do skoncentrowania i rozpromieniania Piękna, Dobra i wielkiej Doskonałości. Skąd mi się to bierze, ja nie wiem. Jestem prostą