Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

mieszczanką lwowską, która dużo czytała... lecz „To“ niema nic wspólnego z czernią drukowanych liter. To nie jest żadna konsekwencja literackich ewolucyj. „To“ jest wyższe ponad wszystko, co istnieje w utartych przez życie linjach, formach i faktach, Lecz to trwa mgnienie jedno, błysk. Opadam z tej wyżyny na dół, fryzuję włosy, troszczę się o długość sukni, prostuję się pod wzrokiem przechodzącego mężczyzny. Jestem Helena... z dni ostatnich! I potem znów pokutuję, dręczę się, widzę całą banalność i głupotę swego postępowania. Nienawidzę siebie i kocham się równocześnie w sobie... I w tej chwili, kiedy piszę te słowa, płaczę nad sobą i mam pełne usta pogardy za to, co mnie spotkało. A przecież współczuję sobie i chciałabym znaleść wytłómaczenie Zdaje mi się, że jestem ptakiem, który wydalił się z gniazda i leży na jakiemś pustkowiu zraniony. Bo mnie zraniono, Jurku, zraniono bardzo, a tak ohydnie, że tobie nawet powiedzieć tego nie mogę. Dosyć wstydu, że wie to Inna we mnie i ta przezemnie cierpi. Miłość? Taka tęczowa?... Ja nie wiem, ale zdaje mi się, że jej niema. Powiedziałam wielkie słowo. Nie wiem, czy miałam prawo. Może to moja wina. Teraz zdaje mi się, iż początek tęczowego łuku zostawiłam — we Lwowie. Tam się mimowoli zwraca ta Inna. Może i ona zbłądziła, może i ona kłamie, Wtedy kto prawdę mówi? Odpowiedz!

Helena.

— „Jesteś mi jako łabędź senny, piękny, dumny i cichy, płynący po tafli jeziora, przed którem ja siedzę i patrzę“. Z twego listu wyjąłem te słowa i zwracam ci je tak, jak zwraca się rzucony z oddali pęk róż i jaśminu. Piszesz mi, że cię „zraniono“. Wierzę. Czy nie uważałaś pani nigdy, jak ludzie po ulicach chodzą? Uderzają się łokciami, potrącają się, jakby na świecie było bardzo ciasno. Tak samo idą ludzie i przez życie. Dlatego ja najczęściej chodzę środkiem ulicy, bo wolę mieć do czynienia z końmi, niż z panną, prezentującą swą nową parasolkę, dlatego ja idę przez życie swoją odrębną ścieżką. A pani chcesz koniecznie iść wspólnym trotuarem, niosąc przed sobą krysztaliczną lampę, w której płonie twój duch. Rozbito ci tę lampę brutalnym gestem, lecz ocaliłaś ducha. Przynajmniej widzę to z twego listu. I znów strofować cię muszę. Dlaczego żądasz od zewnętrznych objawów wewnętrznego zadowolenia? Zwróć się ku sobie samej a znajdziesz spokój, którego szukasz. Mówisz mi o dwoistości swej natury? Postaraj się, aby ta inna pokonała kobietę przeciętną. Ja to uczyniłem. I we mnie było dwóch. Dziś inny dominuje i tyranizuje przeciętnego człowieka. Dziwiłaś się, dlaczego żądam zamurowania okna w mym pokoju? Może teraz mnie zrozumiesz. Powróć i zamuruj tak okna, przez