Czuje powoli, że wampir trwogi i pustki przenika ją i przepaja razem z mgławą wilgocią, otaczającą ją dokoła.
Nagle — pod czaszką robi się jej próżnia: ma uczucie, iż krew z niej wyparowuje wszelkiemi porami. Skostniałemi palcami zaciska mocno fałdy szala dokoła ust i głowy, lecz ręce te zdają się nie należeć do niej.
Machinalnie walczy jeszcze umysłowo z tą niemocą. Stara się przypomnieć sobie, kim jest i co tu robi na tem ciemnem wybrzeżu.
— Mieszkam we Lwowie... powtarza sobie w myśli — we Lwowie... przyjechałam do Wenecji... tak... jechałam z Reichenhallu... Lecz w tej chwili zapomina znów, gdzie jest obecnie.
— To morze — myśli z wysiłkiem — tak, morze... ale ja, co ja tu robię... Kto ja jestem?... Gdzie kres mego ciała? Nie wiem, nie czuję.. Co to?... ręce... o Boże! Boję się!... Boję...
Jedna chwila jeszcze, bolesna, straszna — Helena cała sztywnieje, drętwieje jak kamienna statua i nagle widzi siebie, widzi niejasno, niewyraźnie, jak bezkształtną, białą masę. Odbiega od siebie, oddala się — i rozpacza za sobą — chce biedz — sił jej brak... nie może...
Po czole jej ściekają krople potu, oczy zasnute bielmem, szklane, straszne.
Na chwilę — pod pustą czaszką przebiega jasna jak błyskawica myśl.
— To skon!...
A potem myśli z ulgą pewną:
— Niech! niech!...
Ktoś idzie ku niej — nie słyszy jego kroków, ale w nadczułości swej, w jakiej pozostaje, przeczuwa go dokładnie.
— Idzie ktoś ku mnie...
Ktoś ten jest blisko — przechodzi tak, że dotyka prawie jej szat
Biel jej sukni musiała zwabić jakiegoś przechodnia.
Helena nie porusza się — nie ustępuje z miejsca.
Przechodzień zatrzymuje się.
Ta nieruchoma, biało odziana kobieta, stojąca jak martwa nad brzegiem morza, zajmuje go.
Zbliża się.
Helena wydaje bardzo cichy jęk.
Doznała strasznego uczucia.
Ten człowiek nie dotknął jej. Był od niej oddalony o kilka kroków, a ona czuła wyraźnie jak brutalnie przechodząc po niej — depce ją i sprawia jej ból fizyczny.
Teraz jest tuż przy niej, tak blisko, że czuje jego oddech koło swej twarzy.
Pochyla się bowiem nad nią i stara się rozeznać jej rysy.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/79
Ta strona została skorygowana.