mam zrozumieć i odczuć, jest potęgą nad potęgi i trupem powala najsilniejszych. Sądziłam, że zdołam nieprzeszkadzać mej duszy odbiedz odemnie i z oddalenia dać mi znać o sobie. Dziś, widzę, że bronić się będę i rozpaczliwie powstrzymać ją zechcę. I kto zwycięży? Kto okaże się silniejszym? Och! czuję, że ja ulegnę.
Gorączka ją ogarnęła. Oczy jej płonęły, usta miała spieczone, pragnienie ją męczyło.
Wśród plam słonecznych, przedzierających się przez gałęzie drzew alei, chodziła Helena tam i napowrót, zapominając nawet o roztwarciu parasolki.
Co chwila z cieniu wpadała w jaskrawość słoneczną, ale nie zwracała na to uwagi Z początku rozglądała się dokoła, szukając jeszcze nieznajomego.
Powoli jednak zaprzestała tego bezowocnego poszukiwania.
Ściemniało się raptownie.
Plamy słoneczne znikały z białego piasku, od strony kąpielowych kabin powracały świeżo wykąpane Włoszki z torebkami w rękach i spieszyły w stronę przystani, aby wrócić do Wenecji.
Te kobiety są szczęśliwe — myślała z zazdrością, spokojne, wesołe, uśmiechnięte w swych letnich, jasnych sukniach i słomianych kapeluszach. Gdybym zatrzymała którą z nich i odpowiedziała jej, co się ze mną dzieje, wyśmiałyby mnie i odesłały do lekarza, lub do kościoła. A jednak ileż dałabym, ażeby nie być w tej chwili samą!
Przez umysł jej przesunął się Lwów, ulica Zygmuntowska, jej salon — zielone, angielskie fotele. Weryho na tle irysów, ich pocałunek we framudze okna...
— Może wrócił?
— Non posso... odparło coś w niej z jękiem uwięzionego i skrępowanego ptaka.
Coś zaszemrało pod jej stopami.
Przerażona cofnęła się.
Bezwiednie zaszła znów nad brzeg morza i miała tuż pod nogami cicho falującą toń.
Przeszedł ją dreszcz trwogi.
W oddali, na horyzoncie, konały rubinowe strzały, miłośnie leżące na powierzchni morza.
Cisza była i pustka straszna, ciepła, a mimo to mrozem krew ścinająca.
Wyciągnęła przed siebie ręce. Rwać się w niej coś zaczęło w ten bezmiar, w tę miękką przepaść o szarym, jednostajnym połysku.
Wszystka trwoga, którą przeżyła dzień cały, znikła. Zapragnęła rozpaczliwie powtórzenia się cudu. Przygotowała się w jednej chwili do zrozumienia.
Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/88
Ta strona została skorygowana.