Strona:Gabriela Zapolska - Jak tęcza.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

Wizja jej — bawiła się... bawiła, jak pierwszy lepszy mężczyzna, który umie użyć życia, który spędza hulaszcze noce.
Ha! ha!... jakież rozwianie złudzeń!
I ona chodziła na brzeg wywoływać jego postać znów pod sklepieniem gwiazd.
Prosty wypadek sprowadził go nad brzeg morza wówczas o wieczornej porze.
Szedł przed hulanką zaczerpnąć świeżego powietrza i spotkał ją...
Może jeszcze nie dobrze wytrzeźwiał po nocnem upojeniu i to, co mówił — mówił bez wiedzy i woli.
Kto wie! Kto wie!...
A ona stroiła go w szmaragdowe szaty wizji i składała w jego ręce swą duszę i jej śmiertelne trwogi.
Szaleństwo!...
Należy się otrzeźwić i wrócić do życia. Skoro się ma ciało i kości, trzeba chodzić po ziemi i nie unosić się w przestworzach. Dziś, jutro Helena wyjedzie z Wenecji i podąży w stronę Lwowa. Teraz jest przekonaną, że gdy się znajdzie na placu Marjackim, przejdzie wzdłuż Karola Ludwika, przez Akademicką dostanie się do parku, oprzytomni się i wszystko to okropne i smutne wyda jej się po prostu śmieszne.
Całe owe spotkanie nadrzeżne i postać owego nieznajomego w gumowym płaszczu należy traktować humorystycznie...
Tak, tak, tylko humorystycznie.
Policzki Heleny pokryły rumieńce, usta były aż krwawo kolorowe. Ładność jej, jak u kobiet nerwowych, przechodziła pod wpływem przeciwności w piękność i potęgowała urodę.
W brutalnem świetle elektrycznem rysowała się jako uosobienie powściąganego z siłą gniewu i żywiącej się skrwawioną raną duchową ironji.
Wizja w gumowym płaszczu — myślała, wyszukując teraz z okrucieństwem wszystko, co mogło ściągnąć z piedestału to, do czego płonęła kadzielnica jej ducha — wizja, która powraca nad ranem i niewyspanemi, zapuchniętemi oczami wita wschód słońca. Wizja, która żyje tylko dla ciała a w chwili podniecenia niewyszumionem Asti prawi o objawieniach i Wielkiej Zagadce Śmierci...
Świętokradztwo!...
Z uczuciem najwyższej odrazy myślała już teraz o nieznajomym. Nie pojmując rodzaju tego rozdrażnienia, stawiała go na równi z sekretarzem papieskim i kupcem z Tryestu.
Ci dwaj, myślała, otwarcie przynajmiej przyznali się, do czego dążyli. Ciągnęło ich moje ciało, brutalnie, po zwie-