Strona:Gabriela Zapolska - Jesiennym wieczorem.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Wczoraj jeszcze widziałem się z lekarzem. Twierdzi, iż każde silniejsze wstrząśnienie, może go zabić. (Lora milczy).
Dozwól mu umrzeć z tą myślą, że syn jego żyje! Dni jego są niemal policzone. Niech te ostatnie chwile ma jeszcze o ile możności spokojne i rozpaczą nie strute.

(Ściemnia się powoli).

Lora (głucho).
Wiem o tem... i staram się wypełnić mój obowiązek. Czynię to dla pamięci mego męża. Widzę w tym starcu tylko... jego ojca. (po chwili). Lecz... ojcze, gdybyś wiedział, jak mi to ciężko przychodzi.

Ksiądz.
Wiem córko — niestety! Znam jego charakter.

Lora (gwałtownie).
Nie, ty znać nie możesz wszystkich upokorzeń przez jakie przechodzę. Ani na chwilę nie odezwie się w tym starcu jakieś dla mnie uczucie, chociażby litości. Wiecznie jestem tą nienawistną córką dzierżawcy, z którą jego syn popełnił mezalians. W trumnie mi nie przebaczy, żem się urodziła córką dzierżawcy! A przecież Bóg świadkiem, że pył mu z przed nóg zmiatam, że własną duszę torturuję dla niego, że... codzień jestem w rozterce