Znów jesteś przede mną, wspaniały pięknością swoją, do posągu raczej podobny!
Twarz twoja, napiętnowana rozpaczą, wznosi się w górę, a oczy, z których tryska prośba sercu wydarta, patrzą w niebo, zasnute szarą mgłą, dżdżystą, straszną i jak przepaść beznadziejną.
Pod stopami twemi woda!.. Dookoła ciebie... woda. Wszędzie rozszalała fala, a ty, wsparty na odłamku skały, w swoich potężnych ramionach wznosisz wysoko pod niebiosa białą kochankę swoją, białą dziewczynę, spowitą w mgłę gazy i czarnych włosów promienie!
Śmierć dookoła ciebie, o synu Noego! Śmierć łechce stopy twoje i w ryku fal obecność swą zwiastuje... ale ty, ufny w potęgę miłości, do niebios podnosisz ukochanie swoje, sądząc, że przebłagasz gniew Stwórcy i białą piersią zemdlonej kochanki przebijesz czarną oponę chmur, niosących zagładę i zniszczenie.
Ty kochasz czarnowłosą Sarę, ty kochasz całą potęgą uczucia, jakie pierś ludzka pomieścić jest zdolna! Ty dobrowolnie odda-