Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/115

Ta strona została przepisana.

dziedziniec kuchenny od sąsiedniej kamienicy.
Lecz dziś pani Croizelle jest spokojną. Od rana biegając do lokatorów i odbierając komorne, zapowiedziała solennie rozkaz jak największej ciszy i otrzymała odpowiednie przyrzeczenie.
— Musiałabym wymówić mieszkanie — dodawała z żałosnym odcieniem w głosie, — a jedynem mem pragnieniem jest być państwu dogodną!
Pięciofrankówka wpada do tłustej dłoni portjerki.
— Tak! Tak! Już wiem, jak mam postąpić... o państwo są tak dobrzy dla mnie!... Tylko proszę psa zamknąć na całe przedpołudnie; później biedny Bibi niech biega, ile się podoba!
I z dyskretnym półuśmieszkiem pani Croizelle wysuwa się do przedpokoju.
Dzień odbierania komornego jest dla pani Croizelle dniem żniwa i triumfu. Wszędzie jej dogadzają, tu i owdzie proszą siedzieć, śmieją się, żartują, pytają o zdrowie pana Croizelle lub Henrysia.
Konjak, wiśnie w wódce, abricotina, ba nawet chartreuse pojawia się na stole.
Pani Croizelle, czerwona, uśmiechnięta, zajmuje miejsce w salce jadalnej i sączy kieliszek po kieliszku.