Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/117

Ta strona została przepisana.

odpowiada na czynione jej pytania i, zgarnąwszy pieniądze do kieszeni, znika z miną osoby bardzo zaaferowanej i niemającej ani chwili do stracenia.
Czasem pani Croizelle wychodzi z jakiego mieszkania na poddaszu z brwiami zmarszczonemi i twarzą nachmurzoną. Przekręca wówczas rurkowany czepek na lewe ucho i pociąga fartuch tak silnie, że aż szelki pękają.
Troska nie lada!
Robotnik z szóstego nie zapłacił należności; mówi, że żona właśnie leży w ciężkiej gorączce pokarmowej, a dziecko dogorywa. Pani Croizelle rzeczywiście przez uchylone drzwi dostrzegła zgorączkowaną twarz chorej... lecz kto wie! Ci ludzie często kłamią, a właściciel z nimi nie żartuje.
Czasem znów ktoś ze zamożniejszych nie zapłaci, prosząc uprzejmie o zwłokę kilkudniową. Pani Croizelle robi minę zakłopotaną, kilka franków spada do kieszeni jej fartucha.
Portjerka wychodzi z miną dyskretną, jak osoba godna zaufania, i później stara się wytłumaczyć właścicielom, dlaczego ta tłusta pani z drugiego zaległa, lub to... młode małżeństwo nie wypłaciło należnej sumy.
Lecz dziś pani Croizelle z czystem sumieniem oczekuje właścicieli. Wszyscy lokatorowie co do grosza wypłacili komorne, konjak u tych z pierwszego był prawdziwy