Strona:Gabriela Zapolska - Krzyż Pański.djvu/127

Ta strona została przepisana.

Jako trzeźwy i inteligentny człowiek, przyjął za zasadę niewdawanie się nigdy w dyskusję.
Pomówiwszy więc jeszcze o popsutych kranach i czyszczeniu zimowem kominków, wyszedł, uśmiechając się ironicznie i potrząsając głową.
W loży została sama pani Croizelle.
Usiadła przy stole i, podparłszy się łokciami, zaczęła od plucia i mruczenia do samej siebie. Żal jej było osiemnastu franków, wyrzuconych tak nieopatrznie, i dławiła ją wściekłość przeciw właścicielowi.
Ulica! — mruczała — ulica!
Nie miała nawet tej ulgi, aby się przed kimś wygadać. Zwykle loża jej wrzała życiem W dnie zwyczajne w tych czterech ścianach, oblepionych jasnym papierem, kuły się plotki całego domu, smażyły i przetrawiały wszystkie wiadomości.
Pani Croizelle jaśniała wtedy pogodą i wymową, częstowała przybyłe fusami lub absyntem, czytała głośno całe ustępy z Lanterne, lub słuchała dobrotliwie, jak sługi obmawiały swych chlebodawców, wyciągając na jaw najsubtelniejsze tajemnice domowe. Lecz dziś, dzień był wyjątkowy, dzień przybycia właścicieli, z których jeden zjawiał się rano, drugi wieczorem. Bony przemykały się przez bramę, szeleszcząc spódnicami, i ginęły w za-